wtorek, 15 października 2013

26. Amulet

  Była noc. Księżyc oświetlał czarną, leśną ścieżkę, po której szedł młody chłopak ubrany w długi, ciemny płaszcz z szerokim kapturem i kobieta o indiańskich rysach w długiej, granatowej sukni.
     - Zgłodniałem- odezwał się chłopak patrząc porozumiewawczo na kobietę, która odkryła szyję, zarzucając włosy do tyłu. Mężczyzna rozejrzał się dookoła, po czym pewnym krokiem do niej podszedł. Ruchem jednej ręki przechylił głowę kobiety na prawą stronę. Zatopił swoje długie, ostre zęby w skórze trochę poniżej szyi. Kobieta syknęła z bólu, a on z surowym spojrzeniem pił jej krew. Trwało to około minuty. Kiedy skończył wytarł krew ze swoich ust grzbietem dłoni i odsunął się od czarnowłosej. Kobieta zachwiała się i oparła ciało o sosnowe drzewo.
     - Idziemy- wypowiedział patrząc przed siebie i na chwilę odwrócił wzrok w jej kierunku. Była bardzo słaba. Chłopak wziął głęboki oddech i uśmiechnął się podejrzliwie.- Isabel jest niedaleko- dodał.
  Kobieta zrobiła się bardziej blada niż dotychczas.
     - Proszę Panie. Zabij mnie. Daruj życie mojej córce- wypowiedziała nieśmiało.
     - Miałbym zabijać najlepszą służącą? Nie. Młoda nie jest mi do niczego potrzebna. Są z nią same kłopoty.
  Kobieta zaczęła płakać. Zakryła twarz rękoma.
     - Proszę, nie zabijaj jej- powtórzyła prośbę.
  Chłopak nie zwracał na nią uwagi.
     - Idziemy dopóki jest ciemno.
  Służąca posłusznie poszła za nim.

  Isabel obudziła się rano. Wstała z drewnianego łóżka. Wyjęła spod bluzki talizman, który miał fioletowy kolor. Zaniepokoiła się. 
     - Mamo- wypowiedziała cicho, ściskając amulet w dłoni.
  Przez uchylone drzwi zobaczyła jak korytarzem przechodzi Dawid ubrany w same spodnie. Na jego szyi wisiał amulet zawieszony na czarnym, skórzanym rzemyku. Zdenerwowana Isabel wybiegła z pokoju i stanęła naprzeciw wampira. Chwyciła jego naszyjnik.
     - Nie wierzę, że ktoś podobny do mnie mógł pomóc komuś takiemu jak ty!- krzyknęła.
     - Chyba zapomniałaś w czyim domu spędziłaś noc- wtrącił surowo Polikarp.
     - Nie. I wiesz co? Możesz mnie wyrzucić. Powiedz tylko skąd to masz- chwyciła znowu metalowy amulet w kształcie koła z kilkoma średnicami.
     - Ty powinnaś wiedzieć najlepiej. To jasne, że od czarownicy. Mam to już od dawna- wyrwał naszyjnik z jej rąk.
     - Musiałeś ją szantażować. Zrobić jej krzywdę. Inaczej nie przeszłaby na twoją stronę- latynoska skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
     - Nie musiałem niczego robić. Sama chciała mi pomóc- uśmiechnął się z wyższością.
  Isabel przyjrzała mu się dokładnie od stóp po głowę. Zatrzymała wzrok na jego oczach.
     - Uwiodłeś ją!- stwierdziła z przekonaniem i wyrzutem.
  Dawid nie zaprzeczył tylko mrugnął, co było dla niej wystarczającym potwierdzeniem tezy.
     - Narażam moją matkę. Proszę się o morderstwo tylko po to, żeby nie zrobić tego co ta biedna czarownica. Jak mogła nabrać się na maślane oczy pijawki? Nie wierzę. 
  Dawid nie przejmował się tym co mówiła Isabel. Ubrał czarną koszulę i zszedł na parter. Zaraz za nim zaszła czarownica i usiadła na kanapie. Rozległo się pukanie do drzwi. Wampir poszedł je otworzyć. Isabel przestraszyła się i podkuliła nogi. Ściskała swój talizman. Do domu weszła Ania. Była lekko przejęta. Dawid przywitał ją uśmiechem i zaprosił do salonu. Patrząc na czarownicę Ania zapytała:
     - I jak się dogadujecie?
     - Świetnie- powiedział Polikarp zanim Isabel zdążyła otworzyć usta.- Można powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy.
     - Tak- dodała ironicznie oburzona Isabel.
     - To dobrze, bo myślałam, że będziecie się kłócić.- Anka nie wyczuła ironii w głosie dziewczyny.
     - Ależ skąd! Znaleźliśmy nawet wspólne tematy- wtrącił znów Dawid, przykładając dłoń do koszuli, w miejscu, gdzie wisiał amulet.
  Isabel wolała się nie odzywać.
     - Dawid, mieliśmy szukać Antoniego, ale w tej sytuacji chyba będzie lepiej, jeśli najpierw pomożemy Isabel.
     - Poza tym nie mamy pewności co do Antoniego, ale nie sądzę, żeby ta dziewczyna- popatrzył na czarownicę- chciała mojej pomocy.
     - Musimy jej pomóc- stwierdziła Anka. Dziwnie była przekonana, że Dawid zrobi to, co ona uzna za stosowne.
  Wampir uniósł brwi za zdziwienia, ale niczego nie powiedział. Ania natomiast usiadła obok Isabel. Przyglądała się czarownicy, która była przestraszona. Miała napięte mięśnie, jakby była gotowa do ataku. Po krótkiej obserwacji Ania powiedziała:
     - Właściwie to już powinnam iść. Przyszłam tylko sprawdzić czy wszystko jest w porządku- popatrzyła na Polikarpa. Jej wzrok ostrzegał go przed zrobieniem Isabel krzywdy.
     - Proszę zostań!- krzyknęła błagalnie czarownica, biorąc w ręce dłoń Ani.- On niedługo tu przyjdzie- dodała ściszonym głosem, płacząc.
     - Skąd możesz to wiedzieć?- była zdziwiona pewnością dziewczyny.
  Isabel wyjęła spod beżowej koszuli naszyjnik i pokazała go Ani.
     - Co to jest?- dotknęła kamienia zawieszonego na rzemyku.
     - To amulet intuicji. Teraz dzieje się coś złego. Zło się zbliża, on się zbliża. Będzie chciał mnie zabić. Mnie, albo moją mamę. Albo ans obie.
     - A jak ja mogę ci pomóc?- zapytała mając łzy w oczach. Czuła się za nią odpowiedzialna. Jej słowa wywołały u dziewczyny lęk.
     - Nie wiem. Może to będzie tak, ze spojrzy na ciebie i się zakocha.
  Dawid zaczął się głośno śmiać. Isabel zmarszczyła czoło i skarciła go wzrokiem. Wampir zakrył usta ręką. Dziewczyna przestała zwracać na niego uwagę i kontynuowała patrząc na Anię.
     - A może ty mu coś powiesz. Nie wiem, wiem, ze mi pomożesz.
  Ania głośno westchnęła i otarła skórę pod oczami. Postanowiła, że zostanie jeszcze jakiś czas. Siedziała przy dziewczynie do zmroku. Wtedy zerknęła w stronę okna. Przeraził ją fakt, że będzie musiała sama nocą wracać do domu. Nie odwracając wzroku stwierdziła:
     - Jest już ciemno. Pewnie już nie przyjdzie, nie dzisiaj.
     - Przyjdzie teraz- pośpieszyła Isabel- wampiry nie mogą poruszać się w świetle słońca.
  Ania otworzyła szeroko oczy. Słowa czarownicy nią wstrząsnęły. Zerkała raz po raz na Dawida i dziewczynę.
     - Ten akurat ma talizman, który go chroni- uzupełniła swoją wypowiedź.
  W tym samym czasie rozległ się hałas, jakby ktoś kopnął drzwi wejściowe. Sekundę potem głośniejszy huk. Dawid pewnym krokiem ruszył w stronę wyjścia, wyprostował dłoń w geście mówiącym: "zostańcie tu, sam się tym zajmę".
  Anka uświadomiła sobie, że pomimo braku fizycznej siły ciężar całej tej sytuacji spoczywa na jej barkach. Nieśmiało poderwała się z miejsca osłaniając Isabel.


Mam nadzieję, ze się podoba:) Jeśli czytacie to komentujcie, komentujcie;) Na następny rozdział prawdopodobnie poczekacie trochę dłużej, bo skończył mi się zapas tekstu i będę musiała pisać na bieżąco, a długo tego nie robiłam:) 

sobota, 5 października 2013

25. Czarownica

  Godzinę później Anka i Isabel stały pod drzwiami domu Dawida. Anka zastukała kołatką. Wampir otworzył drzwi. Ucieszył się na widok przyjaciółki.
     - To jest Isabel- powiedziała Anka.- Mogłaby u ciebie przenocować?
     - Wejdźcie- odpowiedział.
  Gdy przeszły przez próg Polikarp zadał pytanie:
     - O co tu chodzi?
     - Ona nie ma gdzie się podziać- wypowiedziała niepewnie Anka.
  Dawid przyjrzał się nieznajomej.
     - Twarz ładna, ale te ubrania… Spódnica z frędzelkami?
     - Isabel nie jest tu po to, żeby ci się podobać.
     - A dlaczego twoja koleżanka nie zanocuje u ciebie?
     - Bo to nie jest moja koleżanka. Dzisiaj ją poznałam.
  Dawid uniósł brwi.
     - Tym bardziej cię nie rozumiem.
     - Uciekła przed wampirem, który chciał ją zabić i…
     - I dlatego postanowiłaś, że przyprowadzisz ją do innego wampira na noc- zaakcentował dwa ostatnie słowa.
     - Dawid ufam ci.- Anka popatrzyła prosto w jego czarne oczy.
     - Ale ona mi nie ufa- wskazał na przestraszoną, skuloną Isabel.
     - Proszę, ona naprawdę nie ma dokąd iść. Przyszła do mnie, bo przepowiada przyszłość.
  Dawid wyczuł zagrożenie ze strony drobnej istotki ludzkiej. Skinął na nią głową i jakby nigdy nic zapytał:
     - Jesteś czarownicą?
     - Tak- odparła Isabel.
  Ankę zdziwiła ta odpowiedź. Myślała, ze to zwykła dziewczyna z darem. Taka jak ona, a tymczasem okazało się, że nie tylko wampiry, ale i czarownice istnieją naprawdę.
     - Co się stało?- spytał Dawid.
     - Kiedy cię poznałam okazało się, że świat, w którym żyję bardzo różni się od tego, który znam, a Isabel utwierdziła mnie w tym.
     - Czyli znowu będziemy mieli przesłuchanie- przewrócił oczami.
     - Spodziewałeś się, że nie będzie mnie obchodziło z kim mam do czynienia?
  Dawid tylko głośno wypuścił powietrze i zaprowadził obie dziewczyny do salonu. Kiedy wszyscy siedzieli wygodnie Ania zwróciła się do czarnowłosej:
     - Jak stałaś się czarownicą?
  Isabel uśmiechnęła się nieśmiało.
     - Urodziłam się taka. Odziedziczyłam to po mamie- była dumna ze swojego pochodzenia. Słyszeli to w tonie jej głosu.
     - A można w inny sposób…- nie skończyła. Isabel podburzyła się i surowo powiedziała:
     - Nie. Nie można nauczyć się być czarownicą. Możesz uczyć się nowych zaklęć, ale nie zostaniesz czarownicą z dnia na dzień.
     - Co w takim razie potrafi robić taka jak ty?- Anka czuła, że zdobywa cenną wiedzę.
     - Możemy wszystko. Musimy mieć tylko dostęp do odpowiednich ksiąg.
  „Możemy wszystko”. Te dwa słowa przypomniały Ance Karolinę. To skojarzenie sprawiło, że zrozumiała, iż czarownice równie jak wampiry mogą być niebezpieczne.
  Po pewnym czasie Ania musiała wyjść i zostawić Isabel sam na sam z Dawidem. Kiedy poszła nieśmiała czarownica rozpoczęła rozmowę z Polikarpem.
     - Nie sądziłam, że uciekając od tamtej bestii będę musiała spędzić noc w domu innego wampira.
  Dawid zmarszczył brwi i uśmiechnął się szyderczo:
     - Do niczego cię nie zmuszę. Tam są drzwi- skinął.
     - Jednak zdecyduję się zostać tutaj- rozejrzała się.
     - Możesz się umyć i przebrać w łazience. Spać będziesz u góry.
     - Dobrze.- Nabrała pokory- ale nie mam się w co przebrać.
     - Coś się znajdzie. Możesz iść obejrzeć pokój.
  Zaprowadził ją na pierwsze piętro do sypialni. Na środku pokoju przy ścianie stało drewniane łóżko. Naprzeciw niego szafa. Stare meble miały duszę. Dawid zostawił ją samą. Czarownica wyjęła spod błękitnej bluzki kamień zawieszony na rzemyku. Zaświecił na niebiesko. Uśmiechnęła się do niego i umieściła z powrotem pod bluzką. Postanowiła zejść do wampira, żeby dał jej zaoferowane wcześniej ubrania. Po schodach schodziła ostrożnie, trzymając się poręczy. Było jej słabo, kręciło jej się w głowie. Wreszcie upadła.
  Polikarp podbiegł do niej i podał jej dłoń. Chwyciła ją i oboje przeszedł niemal widzialny prąd.
     - Co widziałaś?- zapytał zaniepokojony wyrazem jej twarzy chłopak.
     - Nic, faktycznie jesteś inny niż wszyscy, chociaż tak podobny.
     - Co masz na myśli mówiąc podobny?- dociekał.
     - Nic- odpowiedziała przyglądając się jego twarzy.- Jestem głodna.
     - To nie mój problem- odpowiedział surowo. Wstał nie pomagając jej.- Idę coś zjeść- rzucił do niej uśmiech.
     - Chyba wypić…- odgryzła  się.
  Wyszedł nie wdając się z nią w dyskusję. Trzasnął drzwiami.
     - O! Już wróciłeś- wypowiedziała ironicznie Isabel. Było po północy.

  Wampir nie odpowiadał na jej zaczepki. Rzucił w jej stronę reklamówką i szybkim krokiem wszedł po schodach. Czarna, skórzana kurtka falowała od wiatru, który wytwarzał. Dziewczyna rozpakowała torebkę. W środku były dwie bułki, sok jabłkowy i kilka plasterków żółtego sera. Nie zastanawiała się ani chwili i zaczęła łapczywie wpychać sobie do ust. Popiła wszystko sokiem i położyła się w przydzielonym pokoju.


Przepraszam, że tak późno, ale przeprowadzałam się, a w nowym mieszkaniu nie mam jeszcze internetu, wybaczcie;) 

sobota, 21 września 2013

24. Niewolnica

  Było popołudnie, gorące słońce wlewało się do salonu. Dziadek zbierał walizki, a babcia ściskała mamę. Uznali, że dziewczyny czują się lepiej i postanowili wrócić do domu. Mama odprowadziła ich do drzwi i dziadkowie odjechali starym, błękitnym autem. Faktycznie od kilku dni mama nie płakała, a Oliwka przestała ubierać czarne sukienki. Ankę dobijało stwierdzenie, że wszystko wraca do normy, ale tak właśnie było, tylko, że nową normą był brak ojca. Oliwia jak każdego dnia wybrała się z mamą na cmentarz. Anka nie chciała z nimi iść, wiedziała, że tego nie zrozumieją,  ale nie chciała im niczego tłumaczyć. Została sama w domu. Siedziała na kanapie w salonie z niezbyt optymistyczną myślą, że wakacje dobiegają końca, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Dziewczyna natychmiast wstała i je otworzyła. Po drugiej stronie stała młoda latynoska z pięknym, długimi włosami. Wyglądała na niepewną i przestraszoną, ale po chwili milczenia i spoglądania na Anię wypowiedziała z pewnością:
     - To ty- i odetchnęła z ulgą.
     - Słucham?- Ania była zdezorientowana.
     - Ty. Wiem, że mnie zrozumiesz. Pomożesz nam.- To nie było pytanie, ale stwierdzenie. Dziewczyna była przekonana co do trafności wypowiadanych słów.
  Anka nadal patrzyła na nią nie wiedząc jak zareagować.
     - Mogę wejść?- zapytała nieznajoma.
     - Tak, proszę- odpowiedziała. Myślała, że dziewczyna cierpi na jakąś chorobę.
     - Posłuchaj- zaczęła czarnowłosa- wiem, że uratujesz mnie i moją matkę.
  Anka uśmiechnęła się.
     - Naprawdę. Jesteśmy niewolnicami- dodała.
     - Uspokój się- dotknęła ramienia dziewczyny.- Usiądź. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Nie ma niewolników. Na pewno nie w Polsce, nie w Europie.
  Dziewczyna niezłomnie kontynuowała.
     - Widzę przyszłość- wypowiedziała niepewnie i cicho oczekując reakcji Anki. Ta spojrzała na nią badawczo i postanowiła słuchać jej bez względu na wszystko. Latynoska mówiła dalej:
     - Mój pan zakocha się w tobie, będziesz miała na niego dobry wpływ. Uwolnisz nas.
     - Ostatnio często to słyszę. Nikt nigdy mnie nie kochał, a ty jesteś drugą osobą, która przynosi mi podobne wieści.- Ania była rozbawiona.
     - Masz kontakt z innymi z kręgu?
  Dziewczyna nie miała pojęcia o czym mówi nieznajoma. Zaczęła się jej bać.
     - Chcesz się czegoś napić?- zapytała. Myślała, że chociaż tak może pomóc przestraszonej istocie siedzącej z podwiniętymi nogami.
     - Nie wierzysz mi- drążyła.- Zacznę od początku. Mam na imię Isabel.
     - Ania- wyciągnęła do niej dłoń i wtedy to się stało. Ankę przeszedł elektryczny dreszcz. Zrobiło jej się ciemno przed oczami. Potem widziała urywane obrazy: Isabel sprzątającą jakiś pokój razem ze starszą od niej kobietą. Jej matką. Isabel uciekającą z domu. Mężczyznę, a właściwie chłopaka biegnącego za nią z zawrotną prędkością, wreszcie bijącego ją i... pijącego z niej krew. Anka była tak zszokowana, że jakoś zerwała to połączenie.- Wampir- wyszeptała.
     - Za dużo widziałaś- spuściła głowę i dotknęła dłonią rany na szyi.- Skąd je znasz?
     - Znam troje wampirów. Jeden jest moim przyjacielem.
     - Jak można przyjaźnić się z jakąś pijawką?!- Zarzuciła Ani.
     - A jak można mi wmawiać, że inna pijawka mnie pokocha?
     - To prawda- tupnęła nogą jak małe dziecko w sprzeczce.
     - Dawid nie jest taki jak inne wampiry. Nie zabija ludzi.
     - Pewnie- rzuciła oburzona Isabel.- A żywi się nektarem z roślin- dodała z gorzkim uśmiechem.
     - Jakoś musi żyć.
     - Nie broń ich. Wszyscy dawno powinni byli umrzeć.
     - Wiesz, chyba nie chcę ci pomagać- wyznała Anka.
     - Chcesz i pomożesz- nie wywierała na Ance presji. Znów mówiła ze spokojną pewnością.
     - Jak mam ci pomóc?
     - On niedługo zacznie mnie tropić. Znajdzie mnie tu... i wtedy ty zmienisz go, nie będzie wykorzystywał mnie i mojej mamy.
     - Nie wiem dlaczego ci wierzę.
     - Ale wierzysz- wtrąciła Isabel z uśmiechem pięciolatki.
     - Tak, tylko nie możesz zostać u mnie w domu- było jej przykro, że nie mogła zapewnić noclegu swojemu gościowi.
     - Mogę spędzić noc w parku.
     - Nie!- krzyknęła Anka- mam lepszy pomysł.



Przepraszam, że znów musieliście długo czekać i mam nadzieję, ze rozdział się podoba.
Następny będzie szybciej;)
Czekam na komentarze... ;)

niedziela, 1 września 2013

23. Nie wszystko jest takie jak ci się wydaje

  Anka przypatrywała się wampirzycy. Nie wyglądała jak w jej snach, a tym bardziej nie jak wtedy w lesie. Teraz była piękna. Złote, proste włosy okalały jej bladą twarz w kształcie trójkąta. Wygląd zewnętrzny kompletnie zaprzeczał jej wnętrzu. Wyglądała jak anioł z błękitnymi, niewinnymi oczami. Uśmiech też miała delikatny, gdyby Anka nie wiedziała do czego była zdolna mogłaby jej całkowicie zaufać.
  Tymczasem samochód z wampirem, wampirzycą i pokarmem w postaci Ani znajdował się w środku gęstego, liściastego lasu. Karolina zatrzymała pojazd, a Anka natychmiast wysiadła z niego trzaskając drzwiami. Wampiry wyszły za nią.
     - Czego ode mnie chcecie?- zapytała zdenerwowana i przestraszona dziewczyna.
     - My?! Niczego. Ty chciałaś się z nami spotkać.- Karolina uśmiechnęła się szeroko.
     - Właściwie nie z tobą, tylko Antonim. Myślałam, że ty nie żyjesz.
     - Jak się okazało twoje ciało to nie jedyne wyjście. Z resztą moje podoba mi się bardziej.- Poprawiła włosy.- A tak naprawdę wiedziałaś, że żyję. Przynajmniej d dzisiejszego poranka.
  Anka bała się jeszcze bardziej. Czy Karolina ją szpiegowała? To byłoby nie do zniesienia.
     - To nie był przypadek, że mi się przyśniłaś, prawda?
     - Chciałam z tobą porozmawiać, ale i tak tego nie rozumiesz. Ludzie czasami okazują się naprawdę głupi.- Westchnęła.
     - O co ci chodzi?
     - Kiedy zrozumiesz, będziesz mi dziękować.
     - Tobie? Nie sądzę. Zabiłaś mojego ojca.
     - Zdecyduj się ja go zabiłam czy ten tutaj- skinęła na Antka.
     - Nie wiem. Właśnie tego chcę się od was dowiedzieć.- Nabrała pewności siebie.
     - No to się nie dowiesz.- Wampirzyca wzruszyła ramionami.- Sama musisz się tego domyślić.
     - Chcesz robić mi z tego zagadkę?! Powiedz tylko ty czy on!
  Karolina milczała. Odwróciła głowę w stronę Antoniego, który stał z tyłu przy samochodzie. Podeszła do Anki. Dziewczynę przeszedł zimny dreszcz.
     - Nie wszystko jest takie jak ci się wydaje- wyszeptała jej do ucha.
     - Czyli to on- naciskała Anka.
  Karolina złapała się za głowę. Wyraźnie puszczały jej nerwy.
     - Nie będę ci wszystkiego tłumaczyć, dopóki sama nie zmądrzejesz.
  Wampirzyca ruszyła do samochodu.
     - Czemu mnie nie zabijesz?!- krzyknęła Anka w jej kierunku.
     - Mój chłopak ma na ciebie ochotę- powiedziała zamykając drzwi i odjechała z Antonim.
  Ania odetchnęła głośno. Nadal nic nie wiedziała, poza tym, że Karolina żyje. A jej ostatnie słowa sprawiały, że stało się potwornie zimno. Blondynka miała wpływ na przyrodę. "Pewnie chce, żebym tu zamarzła"- pomyślała Anka. Byłaby pierwszą osobą, która zamarzła w sierpniu.
  Nagle usłyszała dźwięk łamanej gałęzi. Obróciła się przestraszona i przemarznięta. Z drzewa zeskoczył Dawid.
     - Znów znajduję cię w takim stanie.- Zdjął kurtkę i dał Ance tak jak wtedy. Ubrała ją, bo nie wytrzymywała na mrozie, a Dawid i tak nie odczuwał zimna.
     - Byłeś tutaj cały czas- zarzuciła mu.
     - Powiedziałem, że nie możesz być sama.
     - Słyszałeś wszystko?
     - Mówiłem ci, że to wariatka. Nie usłyszałem tylko tego co ci wyszeptała.
     - To samo co we śnie.- Anka skrzyżowała ręce.- Niczego nie rozumiem.



Dzisiaj taki króciutki;) Jeśli czytacie- komentujcie;)

niedziela, 25 sierpnia 2013

22. Spotkanie z mordercą

  Kiedy razem z mamą i Oliwią dotarła na cmentarz było już południe. Gorące promienie padały na czarne ubrania mamy i siostry. Ania ubraniami nie chciała okazywać żałoby. Czy strój mógł cokolwiek zmienić? Miała na sobie białą sukienkę dla kontrastu. Widziała spojrzenie matki, kiedy wychodziła z domu. Ludzie, którzy przechodzili obok pewnie myśleli "Nie kochała ojca", ale to nie była prawda. Dziewczyna żałobę skrywała na dnie serca, chociaż chciała ją z całej siły wyprzeć myślami, ze ojciec ich nie opuścił.
  Mama przyniosła świeże kwiaty na grób i rozpłakała się kładąc ja na zimnej, granitowej powierzchni. Oliwka objęła ją i obie usiadły na ławce obok pomnika. Zawiał chłodny wiatr i Anka poczuła zapach perfum ojca. Zerknęła na kobiety, ale one chyba tego nie czuły. Patrzyły tępo na grób jak tysiące innych ludzi, którzy wierzą, że zmarli są tam, pod ziemią. Naprawdę tam był tylko piasek, trumna i ciało. Duch był z nimi, ale może były tak zamknięte w swoich przekonaniach, że nie chciały wyczuwać obecności ojca. Kolejny podmuch wiatru zaczesał Ance włosy na lewy bok. Tata zawsze mówił jej, ze tak wygląda lepiej. Brunetka uśmiechnęła się szeroko. Oliwia natychmiast skarciła ją wzrokiem, jakby chciała powiedzieć, że uśmiechanie się jest zakazane. Anka nie tłumaczyła niczego tylko szybko przywołała się do porządku.
  Czekając na kobiety spędziła na cmentarzu dwie godziny. Trochę im współczuła, bo myślały, że będąc przy grobie są bliżej taty, a nie wiedziały, że on jest przy nich cały czas. Kiedy mijały bramę Anka wypatrzyła Dawida. Powiedziała, że musi porozmawiać z chłopakiem i poszła do niego.
     - Idziemy?- zapytał Polikarp.
     - Tak- rzuciła bez zastanowienia.
  Według tego co mówiła Oliwia dom Antoniego był niedaleko cmentarza. Ruszyli przed siebie, ale po chwili Ania zatrzymała chłopaka.
     - Poczekaj! Co my właściwie mu powiemy?
     - Może po prostu użyjemy tego- kopnął kawałek gałęzi leżący na chodniku.
     - Nie!- zaprotestowała.- Nikogo nie będziemy zabijać.
     - To powiedzmy mu, żeby zapomniała o twojej siostrzyczce i zapytajmy kulturalnie czy przypadkiem nie zabił twojego ojca- uśmiechnął się ironicznie.
     - Masz rację, to kompletnie nie ma sensu.- Odwróciła się na pięcie.
  Dawid chwycił jej dłoń i pociągnął  za sobą.
     - Co by się nie stało będę przy tobie- patrzył jej prosto w oczy.
  Uwierzyła mu i bez planu poszła za nim. Moment później byli pod drzwiami wskazanego przez Oliwię domu. Dawid chciał wyważyć drzwi, ale Anka wyprzedziła go stukając w nie.
     - Dzień dobry- powiedziała , kiedy ujrzała około czterdziestoletnią kobietę po drugiej stronie progu.
     - Dzień dobry- odpowiedziała z uśmiechem na ustach.
     - Może wynajmuje mu pokój, albo mają romans- mówił Dawid w jej myślach.
  Popatrzyła na niego nie dowierzając w jego drugi pomysł.
     - Czy zastaliśmy Antoniego- spytał na głos Dawid.
     - Nie. Żaden Antonii tu nie mieszka.
     - Czyżby?- Polikarp wepchnął nogę na próg.
  Kobieta przestraszyła się i pchnęła drzwi. Napotkała jednak opór nogi Dawida. Anka uderzyła go ręką w ramię. Cofnął się.
     - Proszę pani, czy na pewno nie mieszka tu Antonii?- dopytywała Ania.
     - Na pewno. Wiem kto mieszka w moim domu.
  Anka usłyszała radosny krzyk dzieci, co upewniło ją w przekonaniu, że kobieta nie jest kochanką wampira.
     - Nie wynajmowała pani kiedyś pokoju młodemu chłopakowi?
     - Nie. Musieliście pomylić adresy. Żaden Antonii tu nigdy nie mieszkał.
  Anka jej uwierzyła i pożegnała kobietę. Dawid ruszył za nią. Była pewna, że nie pomylili domu.
     - I gdzie my go mamy szukać?- Spojrzała w prawo, ale Dawida nie było obok niej. Rozejrzała się dookoła. Stał pod drzwiami i nasłuchiwał. Po chwili podszedł do dziewczyny.
     - Nie okłamała nas- powiedział.
     - Skąd wiesz?
     - Kazała dzieciom rozpakować walizki. Byli na urlopie. Ciekawe jak długo.- Popatrzył porozumiewawczo na Ankę.
  Uśmiechnęła się. Bez przyjaciela by tego nie wiedziała. Oliwia mogła być zaproszona do tego domu w czasie nieobecności właścicieli.
  Po powrocie do domu dziewczyna zobaczyła, że ktoś zostawił jej kartkę na toaletce. Przeczytała napis:
 " Wiemy, że nas szukasz. Możemy się spotkać dzisiaj o 20 w parku (wiesz gdzie). Tym razem przyjdź bez ochroniarza.
A. i K."
  Ania podała kartkę Polikarpowi.
     - Mówiłam ci, że ona żyje. Muszę się z nimi spotkać.
     - Pójdę z tobą.
     - Nie możesz.
     - A ty nie możesz iść sama.
     - Muszę- nalegała.
  Wstał i złapał ją za ramiona.
     - Musisz uważać na Karolinę i Antoniego.
     - Dlaczego? Bo mnie zabiją?!- Wiedziała, że jeśli będą chcieli to zrobić znajdą ją wszędzie. 
     - Mogą zrobić wszystko. Są wampirami.
     - Tak jak ty- odparła i wyszła.
  Poszła prosto do parku. Stanęła pod swoją wierzbą. Wiedziała, że o to miejsce im chodziło. Zadziałała impulsywnie, dopiero teraz uświadomiła sobie, że Dawid mógł mieć rację. Pocieszała się myślą, że o tej porze roku w parku zawsze byli ludzie. Chodziła dookoła drzewa i coraz mniej podobał jej się pomysł rozmawiania sam na sam z dwojgiem wampirów. Czy to sformułowanie było adekwatne do sytuacji, w której występują trzy osoby? Zawróciła w stronę domu, ale było za późno. Pojawił się Antonii, chwycił Ankę za rękę i prowadził w stronę drogi. Na poboczu zaparkowany był czarny, terenowy samochód. Antek otworzył tylne drzwi i wepchnął dziewczynę do środka. Usiadła posłusznie i zapięła pasy.
  Usłyszała cichy chichot z przodu.
     - Myślisz, że to ci pomoże?!- wampirzyca odwróciła się w jej stronę.- Jestem Karolina- dodała, kiedy zauważyła, że Anka nie ma ochoty odpowiadać na jej zaczepki. 
     - Miło cię poznać- w głosie Anka słychać było ironię.
    




Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale byłam bardzo zajęta. Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba;) Proszę o komentarze.
Pozdrawiam;*

środa, 24 lipca 2013

21. Smak krwi

  Anka była w szkole. Szła przez korytarz, ale zupełnie nie wiedziała dokąd. Coś kazało jej iść, kierowało nią przeczucie, ze zobaczy coś ważnego. Wyszła z budynku na boisko szkolne. Było puste i zimne. Na drzewach nie było liści. Pomiędzy suchymi pniami poruszała się jakaś postać. Blondynka. Wysoka i szczupła. Była ubrana w długi, szary płaszcz, który zakrywał całe jej ciało. Kobieta zbliżała się do Anka powoli, dystyngowanym krokiem. Podeszła do dziewczyny na odległość jednego kroku i uśmiechnęła się szyderczo. W jej oczach był zamęt. Ania skądś ją znała. Nie mogła sobie przypomnieć skąd, ale znała ten podły uśmiech. Nagle ją olśniło. To była Karolina. Pewność, że to ona napawała ją obawą. Wampirzyca wyciągnęła do Ani prawą rękę. Miała w niej nóż cały we krwi.
     - To ty zabiłaś mojego tatę- przełknęła łzę.
     - Widzisz- zaczęła Karolina.- To takie głupie zabić kogoś kawałkiem metalu, kiedy ma się coś lepszego.- Obnażyła zęby. Kły się wydłużyły.
  Dziewczyna odsunęła się o pół kroku. Była silna i dziwnie pewna, że nic jej nie grozi.
     - Może ci to zademonstruję- powiedziała wampirzyca. Nagle pomiędzy nią, a Anką pojawił się chłopak. Dawid! Karolina przechyliła lekko jego głowę.
     - Zostaw go!- krzyknęła Ania.- Nie możesz go zabić!
  Karolina wzruszyła ramionami.
     - Mogę. Mogę wszystko- wypowiedziała z pewnością w głosie i zbliżyła usta do szyi chłopaka.
     - Nieee!- krzyczała brunetka.
  Dawid powoli tracił grunt pod nogami, a Karolina namiętnie spijała krew z jego żył. Chłopak opadł na ziemię. Blondynka oblizała dokładnie wargi. Uśmiechnęła się. Anka spuściła wzrok na bezwładne ciało leżące na piasku. Uklęknęła obok niego i objęła jego martwą twarz. Jeszcze raz spojrzała w jego oczy, które nie były czarne tylko zielone. Z niedowierzaniem patrzyła na twarz ofiary. To nie był Dawid. To na pewno nie był on, ale jeszcze przed chwilą wyglądał zupełnie jak Polikarp...
     - Nie wszystko jest takie jak ci się wydaje- powiedziała blondynka tonem innym niż zwykle. Była spokojna i uśmiechnięta, ale szczerze jak przyjaciółka, która daje ci dobrą radę. Wampirzyca odeszła. Zniknęło też ciało chłopaka.
     - Dawid- mówiła dalej Anka. Czuła, że ktoś ją szturcha, ale nie tu. W innym wymiarze. Sen. To nie była rzeczywistość. Otworzyła oczy i zobaczyła Dawida.
     - Miałaś koszmar- stwierdził.
  Przytaknęła bezsłownie, zastanawiając się nad znaczeniem snu.
     - Ona żyje- powiedziała.
     - Kto?
     - Karolina. Śniła mi się.
     - To, że ci się śniła nie oznacza jeszcze, że żyje- odparł surowo.
     - Jeszcze niedawno mówiłeś, ze mam dar.
     - Nie mówiłem o snach. A co ci się przyśniło?- dopytał.
     - Ona miała nóż w ręce. Cały we krwi, a później wyrzuciła go i cię zabiła, ale to nie byłeś ty.
     - Co? Znowu bredzisz- dotknął jej czoła.- Gorące.
     - Nic dziwnego jak ma się temperaturę wampira. Wiem, że to głupie, ale przecież sny nie muszą być dosłowne. To ona zabiła tatę, albo Antonii. Nie wiem. Mówiła, że nie wszystko jest takie jak mi się wydaje. Czyli sugerowała, że to ona.
  Ktoś zapukał do pokoju Anki. Dziewczyna popatrzyła na Dawida.
     - Dobra. Już mnie nie ma- powiedział i zniknął za balkonem.
  Oliwka powoli weszła do pokoju.
     - Jedziesz z nami na cmentarz?- zapytała.
     - Tak. Tylko muszę się ubrać- odparła.- Oliwia!- zwróciła się do siostry, która już wychodziła.
     - Co?
     - Wiesz gdzie mieszka Antonii?
     - Antek- poprawiła ją.
     - Tak- skinęła.- Byłaś kiedyś u niego?
     - Byłam. Mieszka w tym dużym domu na końcu Modrzewiowej. A dlaczego o to pytasz?
  Anka pośpiesznie szukała odpowiedzi.
     - Chciałam pożyczyć od niego książkę, o której ostatnio rozmawialiśmy- palnęła, bo nic innego nie przychodziło jej do głowy. Ta odpowiedź widocznie wystarczyła Oliwce, bo szybko wyszła z pokoju, w którym natychmiast pojawił się Dawid.
     - Dobra robota- powiedział trzymając jabłko w ręce.- To z twojego ogrodu. Pewnie są dobre. Możesz coś dla mnie zrobić?- spytał z głupim wyrazem twarzy.
     - Co takiego?
     - Ugryź i powiedz mi jak smakuje.- Podał jej owoc.
  Bez wahania wgryzła się w niego.
     - Twarde- stwierdziła.
     - Smak?!- dociekał.
     - Aha. Słodki miąższ. Gorzka skórka Bardzo soczyste. Może trochę kwaśne. Tak. Słodko- kwaśne.
     - Może być. Dziękuję- powiedział.
     - Nie ma za co- uśmiechnęła się.- Teraz ty powiedz mi jak smakuje krew.
     - To zależy od dawcy. Czasem jest słodka, innym razem gorzka, ale zawsze ma metaliczny posmak- opowiadał, jakby wykładał biologię.
     - Co to znaczy, że ma metaliczny posmak?
  Rozejrzał się po pokoju. Chwycił za srebrną łyżeczkę, która leżała na półce. Anka zastanawiała się skąd ona się tam wzięła.
     - Poliż- polecił jej.
     - Co? Cyba zwariowałeś.
     - Nie. Tak smakuje krew.
     - Dobra. Nie będę lizać łyżeczki. Umówmy się na piętnastą. Odwiedzimy Antoniego, a teraz wybacz, ale chciałabym się ubrać.
     - Pewnie. Do zobaczenia- wypowiadając wyszedł jak zwykle, czyli przez balkon. Anka upewniła się, że go nie ma. Nie mogła wytrzymać z ciekawości i włożyła sobie w usta srebrną łyżeczkę. Po chwili odłożyła ją tak, skąd ją wzięła. Za szybą Dawid śmiał się z niej. Nie widziała go. Zniknął.
    

wtorek, 16 lipca 2013

20. Szalona

     - To niesprawiedliwe. Był ode mnie młodszy, a to ja żyję nadal. Powinienem był dawno umrzeć. Na pewno wcześniej od niego.
     - Nie mów tak. Żył jak każdy człowiek, a ty po prostu  stałeś się nieśmiertelny. Nie osiągniesz wieku naturalnej śmierci- spuściła głowę.- Przepraszam, głupio mówię. Nie miałeś przecież wpływu na jego życie.
     - To był mój młodszy brat. Nie potrafię sobie wyobrazić, że mógł umrzeć jako dziadek- wyznał z żalem.- Dobra, koniec tego rozczulania- przywołał się do porządku. Nie mógł wpędzić Anki w melancholię i nie chciał, żeby odbierała go jak kogoś słabego. Wyznawał zasadę, że słabi są ci, którzy okazują słabość.
     - Ktoś tu idzie- stwierdził po chwili nasłuchiwania.
     - Niczego nie słyszę- powiedziała Ania próbując wyostrzyć zmysł słuchu, ale to nic nie dało. Nadal nic nie mogła usłyszeć.- Wydawało ci się.
     - Nie możesz uważać, że nasze zmysły są takie same. W porównaniu ze mną jesteś prawie głucha. Idą tu trzy osoby- wytężył słuch.- Jakaś dziewczyna mówi do twojej siostry, że lepiej będzie jeśli pójdzie z nimi, bo nie wie czy chcesz ich widzieć.
     - Jakich ich?- dopytywała.
     - Nie przeceniaj mnie. To, że mam dobry słuch nie oznacza, że wzrok mam na tyle ostry, żeby widzieć kto stoi na schodach.
  Rozległo się pukanie do drzwi. Dopiero to dziewczyna była w stanie usłyszeć. Popatrzyła z podziwem na Dawida. Ten przeczesał dłonią włosy w znanym jej geście. Anka podeszła do drzwi i je otworzyła.
     - Masz gości- powiedziała Oliwka.
     - Cześć.- usłyszała głos Igora- Jak się czujesz?- To pytanie było irytujące. Nie powinno być zadawane komuś, kto stracił bliską osobę, bo nie było na nie odpowiedzi.
     - W porządku.- odpowiedziała jednak- Chodźcie.
  Za Igorem weszła Oliwia i Wiktoria. Brunetka miała smutny wyraz twarzy, który zdradzał tyle, że chciała powiedzieć coś pocieszającego, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
     - Byliśmy na pogrzebie- wyznał blondyn siadając na kanapie obok Wiki i Dawida. Oliwka usiadła na krześle obok toaletki. Anka stała przygnębiona z założonymi rękoma.
     - Pewnie źle się czujecie z tym, że nie ma już waszego taty- wypaliła Wiki. Dawid spiorunował ją wzrokiem. Oliwia rozpłakała się i wybiegła z pokoju.
     - Taka ładna dziewczyna, a taka głupia- zarzucił brunetce.- Nie przyszło ci do głowy, że najmniej stosowną rzeczą teraz jest mówienie o tym co się stało?
     - Ale ja nie chciałam nic złego- usprawiedliwiła się.
     - Wiem- odparła spokojnie Anka.- Oliwia jest słaba, ale ja mam wrażenie, że tata tu jest. Raczej jestem tego pewna.
  Dawid wziął dziewczynę pod ramię.
     - Chyba musimy ws na chwilę przeprosić- wycedził przez zęby, a do Ani dodał:- Musimy porozmawiać.
  Szarpiąc za ramię wyprowadził ją na balkon. Nie chciał, żeby ich słyszeli.
     - Oszalałaś? Dlaczego im to mówisz?
     - Nie chcę, żeby się o mnie martwili, przecież nie skłamałam, mój tata tu jest. Wierzysz mi?
     - Tak, ja ci wierzę, ale to są zwykli ludzie. To idioci.
     - Ja też jestem zwykłym człowiekiem- zripostowała.
     - Nie. Ty jesteś inna, masz dar.
     - I dlatego mam innych jak kogoś gorszego?
     - Tak, właśnie tak. Oni tego nie zrozumieją. Będą cię traktowali, jakbyś miała urojenia, a na koniec zawiozą cię do szpitala psychiatrycznego.
     - Dlatego, że czuję obecność ojca?
     - Zmarłego ojca- podkreślił.- Dla ludzi coś co jest inne niż widują co dzień jest dziwaczne, nienormalne, chore.-wymawiając ostatnie słowo otworzył szerzej oczy, przez co dobitnie to do niej dotarło.
     - Dlaczego?
     - Od zawsze było tak, że coś co zasługiwało na podziw było odbierane odwrotnie. Wszystko przez zazdrość. Czasem ludzie mówią, że kogoś nienawidzą tylko dlatego, że mu zazdroszczą.
  Miał rację. Nie urodził się wczoraj i wiedział o świecie więcej niż ona sama. Postanowiła wrócić do pokoju, ale nie kontynuować tematu. Kiedy weszli do środka zauważyła jak Wiktoria przygląda się wampirowi. Dokładnie tak jak Oliwia, kiedy widziała go po raz pierwszy. Wyglądało to tak, jakby nie widziała niczego poza nim, "jakby był jej jedynym marzeniem"- pomyślała Anka.-"Jakby zapomniała o istnieniu Igora"- dodała w myślach. Polikarpowi to wyraźnie się podobało. Przeszywał Wiki swoim tajemniczym spojrzeniem i magnetyzował ją.
  Igor podszedł do Dawida:
     - Czego chcesz od mojej dziewczyny?- Pchnął go dłońmi.
  Wampir tylko się roześmiał:
     - Nie patrzy na mnie jakby była twoją dziewczyną- nie zerknął nawet na Igora, który sięgał mu ledwie do ramion. Patrzył na Wiktorię i posyłał jej swój uwodzicielski uśmiech. W blondynie gotowała się krew.
     - Masz piękne włosy- powiedział wampir do dziewczyny.
     - Naprawdę?- zaczęła nawijać włosy na palec, nie spuszczając wzroku z magnetycznych oczu Polikarpa.
     - Dość tego!- krzyknął Igor- Wiktoria wychodzimy- rzucił słowami w jej kierunku, ale jego głos do niej nie docierał.- Więc idę sam- dodał po chwili, tracąc cierpliwość. Czekał, aż dziewczyna wstanie i wyjdzie z nim, ale nawet nie drgnęła. Wyszedł trzaskając drzwiami.
     - Dawid przestań!- krzyknęła Anka.
  Wampir spuścił wzrok z Wiki. Spojrzał na Anię, znanym jej wyrazem. Uśmiechnął się szeroko i uniósł jedną brew do góry. Skarciła go spojrzeniem. Brunetka się ocknęła. Rozejrzała się dookoła:
     - Gdzie jest Igor?- zapytała.
     - Wyszedł- powiedziała cicho Ania.
     - Jak to?
     - Zwyczajnie poszedł- dodała zszokowana i zła na Dawida.
     - Na mnie chyba też już czas- stwierdziła Wiki.
     - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- powiedział do niej Polikarp, kiedy zbliżała się do wyjścia.
  Obróciła się i uśmiechnęła. Nic nie powiedziała. Poszła i zamknęła za sobą drzwi.
     - Co ty zrobiłeś?- spytała Anka, chociaż bardziej był to zarzut.
     - Nic. Wpadłem jej w oko- mówił głosem seryjnego uwodziciela.
     - Przepłoszyłeś moich znajomych. Zamieniłam z nimi może trzy słowa, a ty postarałeś się o to, żeby jak najszybciej stąd wyszli!
     - Trochę więcej niż trzy słowa- poprawił ją i mrugnął okiem w jej kierunku.
     - Ty jesteś chory! To moi przyjaciele. Chcieli ze mną porozmawiać.
     - Ja ci nie wystarczam? Możesz rozmawiać ze mną- stwierdził urażony.
     - Chyba mam prawo rozmawiać z kim chcę. Mogę gadać z tobą, nimi i setką innych osób.
     - Ale oni cię nie rozumieją. Masz mnie i ze mną możesz rozmawiać o wszystkim.
  Najgorsze była to, ze miał rację, ale to nie znaczyło, że może mieć ją na wyłączność. Pomimo swojego brutalnego zachowania był w nim wrażliwy, zraniony chłopak. Wiedziała o tym, ale nie mogła tego mówić, wszystkiego by się wyparł. Najdziwniejsze było to, że był o nią zazdrosny. Jako pierwsza osoba na świecie. W głębi duszy bał się, że ją straci i dlatego się tak zachowywał., albo tak jej się tylko wydawało i po prostu reprezentował taki typ zachowania. Nie chciała się dłużej nad tym zastanawiać. Teraz miała plan, ale nie wiedziała jak go wykonać. Musiała znaleźć Antoniego. Podświadomie czuła, że od tego może zależeć spokój jej ojca.

czwartek, 27 czerwca 2013

19. Wspomnienia

  Za oknem padał deszcz. Jakby nawet niebo płakało po odejściu ojca. Teraz po pogrzebie wszystko było jakieś inne. Puste. Godziny spędzone w ciszy. Mijanie w salonie matki z podkrążonymi oczami i Oliwki w czarnej, długiej sukience. Wszystko to nie pasowało do dawnego porządku. Ale nic już nie mogło być takie jak wcześniej. Dzisiaj co chwilę dzwonił dzwonek do drzwi. Cały czas ktoś przychodził dodać im otuchy, zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Najpierw znajome mamy, później przyjaciółki Oliwii i kilkoro jej byłych chłopaków. Dziesiątki ludzi, ale nikt specjalnie do Ani.
  "Nie można mieć przyjaciół, jeśli rani się wszystkich dookoła"- nękały ją myśli. Siedziała w salonie na kanapie, obok niej była Oliwia, która zamyślona patrzyła sobie na ręce. Mama rozmawiała z babcią i dziadkiem w kuchni. Dziadkowie zdecydowali się zostać kilka dni z nimi, żeby im pomóc. Nagle zadzwonił dzwonek. Oliwia poszła otworzyć drzwi. Przed domem stał piękny chłopak ubrany na czarno z kilkoma piegami wokół nosa.
     - Jest Ania?- zapytał smutnym, niepewnym głosem.
     - Tak, wejdź- zaprowadziła go do pokoju.
     - Cześć Ania- powiedział smutno- bardzo mi przykro.
     - Robert- wstała z kanapy i powoli podeszła do chłopaka. Uścisnęła go mocno.
     - Jak sie czujesz?
     - Teraz lepiej. Dziękuję, że przyszedłeś.- Poczuła ulgę, gdy była przytulona do blondyna.
     - Miałem przyjść wcześniej, ale bałem się, że nie będziesz chciała mnie widzieć.
     - Przepraszam.
     - Ja ciebie też.
  Anka zerknęła za plecy Roberta. W korytarzu stał Dawid. Patrzył na nich, czując, że im przeszkadza. Ania puściła uścisk i podeszła do Dawida.
     - Głupio się zachowałem- powiedział Polikarp.- Właśnie straciłaś ojca, a ja obraziłem się na ciebie z głupiego powodu.
     - Gdybyś ze mną rozmawiał o swojej rodzinie nie palnęłabym takiego głupstwa- zdała sobie sprawę z tego, że oboje nadużywają słowa"głupota".- To moja wina. Powinnam była najpierw się zastanowić, a dopiero później mówić.
  Dawid nie odpowiedział. Nie było już nic do dodania.
     - Wejdź do środka- poleciła mu.
  Oliwia była zazdrosna, chociaż to nie był dobry moment. Blondynka zastanawiała się czy bardziej przystojny jest Dawid czy Robert. Dwaj najprzystojniejsi chłopcy jakich w ogóle kiedykolwiek widziała. Robert nieziemski, jakby namalowany. Dawid tajemniczy, co tylko dodawało mu uroku. Stali naprzeciwko siebie i przyglądali się sobie.
     - Jeszcze właściwie się nie poznaliście. To Dawid mój przyjaciel, a to Robert mój...
     - Przyjaciel- wtrącił Robert przyjaznym tonem.
  Obaj zdziwili się, kiedy usłyszeli słowo"przyjaciel", gdy Ania ich sobie przedstawiała. Blondyn był pewien, że Ania jest z Dawidem, po tym jak spotkali się nad jeziorem, a Polikarp był przekonany, że dziewczyna wróciła do Roberta, bo wchodząc usłyszał jak wypowiadał do niej "ja ciebie też". Teraz ani dziewczyna, ani żaden z chłopaków nie wiedzieli co powiedzieć. Do salonu weszła mama z babcią.
     - Dzień dobry- powiedzieli im chórem chłopcy.
     - O, dzień dobry. Dawid nawet się z nami nie pożegnałeś, kiedy wychodziłeś- zauważyła babcia.
     - Tak, przepraszam, ale musiałem wtedy dogonić Anię- uśmiechnął się do dziewczyny.
     - Ładna z was para- wtrąciła babcia, która znana była z tego, że lubiła wtrącać się w życie innych ludzi.
     - Babciu, to mój kolega. Nie jesteśmy parą- wyjaśniła.
     - A ja nic nie wiem o moich dzieciach. Byłaś z tym chłopakiem na wakacjach, a ja go nawet nie znam- matce zrobiło się przykro.
     - Mamo, to Dawid, mój przyjaciel- męczyło ją to ciągłe przedstawianie i powtarzanie w koło słowa "przyjaciel".
  Dawid podszedł do mamy  Anki, ukłonił się, delikatnie ujął jej dłoń i pocałował.
     - Miło mi- powiedziała zaskoczona zachowaniem chłopaka.
     - Nie będziemy wam przeszkadzać- oznajmiła Ania.- Chodźcie do mnie- rzuciła do chłopaków.
     - Ja właściwie muszę już iść- wyznał Robert- może niedługo wpadnę.
     - Dziękuję, że przyszedłeś.
     - Nie ma za co. Trzymaj się.
     - Odprowadzę cię do drzwi.
     - Nie, dziękuję. Trafię. Do zobaczenia.
     - Cześć- odpowiedziała mu.
     - Do zobaczenia- mruknął pod nosem Dawid.
  Ania i Polikarp weszli na pierwsze piętro do pokoju dziewczyny. Usiedli na kanapie.
     - Jak się masz po pogrzebie?- spytał.
     - Dobrze... To znaczy... Nie wiem. Dziwnie, ale dobrze.
     - A czy...- zawahał się- czy twój tata ciągle tu jest?
     - Nie. Tutaj go nie ma, ale czułam go, kiedy byłam na dole. Może jest z mamą.
     - Mam coś dla ciebie- powiedział zmieniając temat. Wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki małą, starą książkę.
     - Co to jest?- zapytała zdziwiona.
     - Album mojej rodziny- mówił zamyślony i smutny.
  Ania chwyciła dłonią jego nadgarstek, chciała dodać mu otuchy. Czuła, że wspomnienia o tym, że żył kiedyś zwyczajnie z rodziną dostarczają mu smutku i tęsknoty. Zwłaszcza tęsknoty.
  Chłopak powoli otwierał szarą, papierową książeczkę, która wcale nie przypominała albumu na zdjęcia. W końcu Anka ujrzała pierwszą fotografię. Była na niej młoda para. Mężczyzna w smokingu i kobieta w pięknej, białej sukni. Zdjęcie oczywiście było czarno- białe. Para była uśmiechnięta. Ona miała jasne włosy, on- czarne. "Piękni"- pomyślała Anka.
     - Czy to ty?- zapytała, bo mężczyzna na zdjęciu bardzo przypominał Dawida.
     - Nie- odparł twardo.- To mój ojciec i mama- na ostatnim słowie się zatrzymał i rozmarzył. Tęsknił za tą piękną blondynką i nie potrafił tego ukryć.- Brakuje mi jej.
  Anka go rozumiała. Straciła ojca i współczuła Dawidowi, że tak długo był sam. Musiało mu być ciężko.
     - Masz inne zdjęcia?- zapytała, żeby przestał się zadręczać i przewrócił kartkę. Tak też zrobił. Na drugim zdjęciu była ta sama para, ale z małym chłopcem.
     - Miałem wtedy pięć lat. Siedziałem u taty na kolanach i zastanawiałem się jak działa aparat. Mama mi powiedziała, że fotograf szybko zapamiętuje to jak wyglądamy, a później maluje to co zobaczył. Kiedy wracaliśmy do niego po odbiór zdjęcia zapytałem czemu nie używa kolorowych farb, ale mi nie odpowiedział.- Oczy chłopaka śmiały się na wspomnienie tamtych czasów. Przewrócił kartkę. Było na niej podobne zdjęcie. Ojciec, matka i dziecko, ale to nie był Dawid. Chłopiec ze zdjęcia miał bardziej okrągłą twarz i inny kolor włosów. Pomimo, że zdjęcie było czarno- białe, Ania wiedziała, że włosy chłopca są rude.
     - Kto to?- zapytała.
     - To mój młodszy brat. Franciszek.
     - Młodszy? Dlaczego wygląda na tym zdjęciu jakby też miał pięć lat?
     - Bo to zdjęcie było robione, kiedy miał dokładnie pięć lat. Taka tradycja- westchnął.
     - A jaka jest różnica wieku między wami? To znaczy była...- poprawiła się.
     - Sześć lat. Franciszek był o sześć lat młodszy ode mnie.
     - Twoi rodzice w ogóle się nie starzeli- zauważyła.- Wyglądają tak jak na zdjęciu z tobą.
     - Od kiedy pamiętam wyglądali tak jakby mieli po trzydzieści lat.- Dawid przewrócił kartkę. Na następnej było kolejne zdjęcie. Dwóch chłopaków, odświętnie ubranych. Jednym z nich był na pewno Dawid. Wyglądał dokładnie tak, jakby zdjęcie zrobiono przed chwilą. Drugim był rudy Franciszek, sporo niższy i młodszy od brata.
     - To moje ostatnie rodzinne zdjęcie. Miałem wtedy dziewiętnaście lat. Franciszek miał trzynaście. Miałem niedługo brać ślub.- Dawid z hukiem zamknął album zatrzaskując go obiema rękami.

środa, 26 czerwca 2013

18. Telepatia

     - Co się stało?- zapytał patrząc na nią. Był zmęczony. Oddychał płytko, jakby przed chwilą przebiegł maraton.
  Anka chwyciła za rękaw jego skórzanej kurtki i zaprowadziła w miejsce, do którego nie dochodziły dźwięki z sal. Jakiś składzik, czy zwyczajnie niezajęta przestrzeń.
     - Mój tata umarł- powiedziała beznamiętnie.- Musisz szybko coś zrobić, żeby żył.
  Dawid popatrzył na nią. Jego spojrzenie było pełne litości.
     - Nie mogę nic zrobić- odparł.
     - Kłamiesz!- krzyknęła.- Ratuj go, przecież jesteś wampirem. Ty też kiedyś umarłeś, ale tu jesteś. Musisz go ożywić. Nie obchodzi mnie to czy będzie pił krew. Może być wiecznie młody, ale musi tu być. Nie możemy żyć bez niego...
     - Nie da się już nic zrobić- powiedział załamany.
     - Nienawidzę cię!- wykrzyczała rozżalona.
     - Nie mów tak.
     - Ale to prawda. Nienawidzę cię.- Tym razem powiedziała to zupełnie bez emocji. Wpatrywała się w płytki na podłodze, pomiędzy nią, a chłopakiem. Dawid powoli zbliżał się do niej, jakby się jej obawiał. Jakby była dzika. W końcu znalazł się blisko niej. Wyciągnął ręce. Przytuliła się do niego, wbijając paznokcie w jego plecy. Zabolało, ale nie odezwał się ani jednym słowem. Anka wyrzucała z siebie cały gniew, wbijając się w jego skórę.- Przepraszam- powiedziała cicho.
  Wampir objął ją jeszcze mocniej. Chciał przejąć na siebie cały ból, który w niej spoczywał, ale nie mógł tego zrobić. Mógł tylko trochę jej ulżyć poprzez swoją obecność.
  Ania odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na Dawida.
     - On tu jest- powiedziała patrząc mu w oczy.
     - Kto?
     - Mój tata.
     - Tak. Jest tutaj- przytaknął i pogładził ręką jej włosy.
     - Nie proszę, żebyś mnie pocieszał. Mój tata tu jest. Naprawdę tu jest. Czuję jego obecność. Nie widzę go, ale wiem, że to on- mówiła z przekonaniem.
  Chłopak był tym zafascynowany. Biorąc pod uwagę to kim był, wiedział, że na tym świecie wszystko jest możliwe.
     - Skąd wiesz, że to on?- zapytał szczerze, wierząc w jej słowa.
     - Nie wiem. Czuję zapach jego perfum i coś w środku mówi mi, że to tata. Myślisz, że on chce się ze mną pożegnać?- zapytała cicho i wtedy pojawiła się pierwsza łza. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że to może być koniec, że tak ojciec chce jej dać do zrozumienia, że naprawdę odchodzi.
     - Chciałbym ci odpowiedzieć, ale nie wiem co dzieje się z duszą po...- nie chciał użyć słowa "śmierć". Zastanawiał się jakie słowa będą najbardziej odpowiednie- po opuszczeniu ciała- dodał po namyśle.
     - Nie powiedziałam mu nawet...- łzy ugrzęzły jej w gardle- nie zdążyłam mu powiedzieć, że go...- nie była w stanie dokończyć zdania.
     - On wie, że go kochasz- przytrzymał dłoń Ani obiema rękami- zawsze to wiedział i jeśli tu jest to na pewno przekonał się o tym.
     - Jest. Stoi za tobą- łykała swoje łzy i dławiła się nimi. Ledwie wypowiadała słowa.
     - Aniu, tata cię nie zostawi. Będzie przy tobie. Ja też tu będę- zapewnił.
     - Zawsze?
     - Zawsze- przytaknął pewnie.
     - Nie tak jak Wiki i Igor?- głos jej się łamał.
     - Zawsze- powtórzył, wtulając się w jej brązowe loki.
     - Muszę iść do mamy i Oliwii. Nie mogą być same- ocierała łzy.
     - Nie mogą. Odwiozę was do domu.
  Poszli korytarzem pod salę, w której leżał ojciec. Mama i Oliwia cały czas tam były. Siedziały na krzesłach. Blondynka tuliła mamę. Anka podeszła bliżej.
     - Mamo!- powiedziała nieśmiało.
  Kobieta popatrzyła na nią podnosząc twarz. Oczy miała czerwone i spuchnięte od płaczu, a cerę bledszą niż kiedykolwiek.
     - Jedźmy do domu- dodała córka.
     - Anka ma rację. Lepiej będzie jak stąd pojedziemy- powiedziała ochrypłym głosem Oliwka. Ona też miała spuchnięte powieki.- Ale mama nie może prowadzić.
     - Dawid powiedział, że nas odwiezie.- zerknęła do tyłu. Chłopak stał parę metrów za nią. Siostry pomogły wstać mamie i zaprowadziły ją do samochodu. Polikarp odwiózł je bezpiecznie do domu i zaparkował ich samochód w garażu, po czym poszedł z Anią do jej pokoju. Mama i Oliwia były tak zmęczone, że od razu po przyjeździe usnęły.
  Wampir siedział obok dziewczyny na jej łóżku.
     - Lepiej będzie jeśli ty też się położysz- zwrócił się do niej.
     - Nie mogę. Nie dam razy zasnąć.
     - Ale to ci pomoże dość do siebie.
     - Nic mi nie pomoże. Mój tata nie żyje i to na pewno Antonii go zabił. Tata powiedział mi, że go widział- za każdym razem, gdy wypowiadała słowo "tata" czuła silny ucisk w klatce piersiowej, ciężko było jej oddychać.-On na pewno go zabił, żeby nie zdradzić się przed ludźmi. To potwór!- krzyknęła.
     - Taki jak ja- zamyślił się Dawid.
     - Nieprawda. Ty jesteś zupełnie inny. Nie zabiłbyś mojego ojca. Jak ja mam żyć bez jednego z rodziców?
     - Ja też straciłem rodzinę- wyznał chłopak.
     - Tak, ale to coś innego. To ty od nich odszedłeś.
     - Nic o mnie nie wiesz- wstał z miejsca i skierował się do drzwi balkonowych.
     - Skąd mam coś o tobie wiedzieć, jeśli nic mi nie mówisz? Nie opowiadałeś mi nigdy o swoich rodzicach.
  Chłopak się zamyślił. Wyglądał tak, jakby miał się rozpłakać. Anka stanęła na nogi i podeszła do niego. Dzieliła ich odległość dwóch kroków. Dawid popatrzył na nią, szybko wyszedł na balkon i skoczył do ogrodu. Dziewczyna potem widziała już tylko cień znikający za drzewami.
     - Przepraszam!- krzyknęła w jego kierunku łamiącym się głosem. Był już zbyt daleko, żeby ją usłyszeć. Wróciła do pokoju. Zamknęła przeszklone drzwi i osunęła się po nich na podłogę. Objęła dłońmi swoje ramiona. Trzęsła się, ogarnęło ją zimno. "Czemu?"- mówiła do siebie w myślach. "Czemu muszę wszystko tracić? Obiecał mi, że zawsze tu będzie, ale ja nie obiecałam jemu, ze go nie urażę".
    

środa, 19 czerwca 2013

17. Wariat

  Ania i Oliwia weszły do szpitala. Szybko znalazły salę, w której był ojciec.
     - Cześć tato!- powiedziały chórem.
     - Już myślałem, że mnie nie odwiedzicie- uśmiechnął się do nich szeroko.
     - Jak się czujesz?- zapytała Oliwia.
     - Dobrze. Już nic mi nie jest. Wtedy trochę gorzej się poczułem i straciłem przytomność, ale naprawdę to nic takiego. Lekarze mówią, że jutro mogę wrócić do domu.
     - To świetnie!- ucieszyła się Ania.- A gdzie jest mama?
     - Poszła po herbatę. Oliwka, może pójdziesz do mamy? Chcę porozmawiać z Anią.
  Ankę przeszył dreszcz. O czym tata chciał z nią rozmawiać? Często rozmawiała z nim o błahostkach, ale teraz tata miał dosyć poważny ton. Drzwi sali się zamknęły i dziewczyna została w pomieszczeniu z samym ojcem.
     - Posłuchaj. Tylko tobie mogę to powiedzieć. Wszyscy inni uznaliby mnie za wariata.
  Anka nie wiedziała jak zareagować. Co powiedzieć.
     - O co chodzi?- wybełkotała wreszcie.
     - Spójrz na to łóżko- polecił jej.
  Zerknęła na łóżko obok, ale było puste. Niczego nie rozumiała. Popatrzyła ze zdziwieniem na ojca.
     - Tutaj leżał mężczyzna z raną na szyi. Niby nic takiego, ale to był kompletny wariat. To znaczy wszyscy tak o nim mówili, ale nie ja. Ten pacjent mówił coś o płonących oczach i to, że- ściszył głos- człowiek ugryzł go w szyję. Powiedział, że dwie ranki, które miał były od ludzkich kłów.- Anka przełknęła głośno ślinę, nie przerywała ojcu.- Zabrali go do szpitala psychiatrycznego na obserwację.
     - A co to ma wspólnego z tobą?- zapytała zniecierpliwiona i pełna niepokoju.
     - Bo ja też widziałem te oczy. On był u nas w domu. To znaczy w ogrodzie. Zauważyłem go, kiedy szedł pomiędzy krzewami. Nagle odwrócił się, a te oczy... One po prostu były czerwone.
     - Ale kto to był?- naciskała.
     - Nie wiem. Młody chłopak. Blondyn. Później wszedł do domu zaraz po tym jak ja przestąpiłem próg i... pamiętam już tylko jak ocknąłem się w szpitalu.- Anka przyjrzała się szyi ojca, ale nie nosiła ona oznak ugryzienia.- To takie dziwne. Proszę nie mów nikomu, ale to wszystko składa mi się w jedną całość. Najpierw ta dziewczyna nad jeziorem, później lekarz i pacjent. To jakiś psychopata, seryjny morderca. Albo gorzej. Nie wiem jak to nazwać. Wierzysz mi?
  Anka doskonale wiedziała jak to nazwać. Wampir.
     - Tak, wierzę- odpowiedziała.
  Wyznanie taty napełniło ją siłą, żądzą zemsty na tym mordercy. Była pewna, że to Antonii. Nikt inny nie mógłby tego zrobić.
     - Nie powiem o tym nikomu więcej, dopóki nie będę miał dowodów. Nie chcę skończyć w zakładzie dla chorych psychicznie.
     - Masz rację. Lepiej zachować to dla siebie, póki nie ma dowodów, że to ktoś taki.- Zdawała sobie sprawę z tego, że to co powiedziała było kompletną głupotą, że powinna jak najszybciej pobiec na policję i o tym opowiedzieć, ale bała się tego co stanie się później. Ogólnej paniki, chaosu. Ludzie mogliby domyślić się kim jest Dawid i wyrządzić mu krzywdę, a przecież on był niewinny. Może nie do końca, ale nie zabił.- Tato!
     - Tak?
     - Czy ja jestem jedyną osoba, która o tym wie?
     - Tak. Nie mówiłem o tym mamie, bo mogłaby mnie źle zrozumieć, a Oliwia uznałaby mnie za wariata.
  Ania została z tatą do końca dnia, ale później już we trzy z nim siedziały i rozmawiały. Z powrotem do domu dziewczyny zabrały się z mamą samochodem. Anka chciała jeszcze dopytać ojca dokładnie o wygląd chłopaka z ogrodu, ale stwierdziła, że może to przecież zrobić jutro, kiedy będą już w domu. Po powrocie wszystkie poszły spać, wiedząc, że ojciec jest zdrowy i nic mu nie grozi. Tylko Anka całą noc nie mogła zasnąć. Zastanawiała się jak postąpić z Antonim. Kiedy nastał nowy dzień pojechała z siostrą i mamą, żeby zabrać ojca do domu. Weszły do sali, w której leżał.
  Matka zaczęła krzyczeć na widok męża, a Oliwia szybko wybiegła po lekarz. Ania nie mogła się ruszyć. Stała sztywno, blada jak papier. Nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Lekarz szybkim krokiem ruszył do pacjenta.
     - Niech panie stąd wyjdą- powiedział szorstkim głosem.
  Oliwia wyprowadziła mamę, która nie mogła się opanować. Krzyczała i płakała. Opierała się Oliwii, ale dziewczynie udało się zabrać kobietę z sali. Anka nadal stała bez ruchu.
     - Wyjdź- powiedział lekarz, ale ona była sparaliżowana. Mężczyzna nie miał czasu, żeby ją wyprowadzić. Dziewczyna beznamiętnie patrzyła na lekarza, który badał puls, ale nie miał prawa niczego wyczuć. Tata nie żył. Czuła to. Kiedy na niego spojrzała wiedziała, że nie ma go w środku. Lekarz przyglądał się ranie na szyi. Kiedy weszła dwóch kolejnych lekarzy powiedział:
     - Ktoś zaatakował go nożem, ale co dziwne na pościeli zostało niewiele krwi. Ktoś musiał ja zabrać. Ale jak?
     - Po co?- odezwał się drugi i spojrzał na Anię. Wziął ją pod ręce i wyprowadził z sali. Anka czuła się bardzo dziwnie. Przed chwilą widziała martwe ciało ojca, ale czuła, że nie odszedł. Wiedziała, że stoi gdzieś blisko. Czuła jego energię.
     - On nie żyje- wykrztusiła matka dławiąc się łzami.
  Anka raz skinęła głową. Nie była pewna czy matka pyta czy stwierdza.
     - Jeszcze wczoraj był całkiem zdrowy. przecież nic mu ie było- powiedziała Oliwia.
     - Zamordował go.- To było pierwsze zdanie, które dziś wypowiedziała i już o jedno za dużo. powiedziała"zamordował" jakby wiedziała kto to zrobił.
  Oliwia powoli osunęła się na podłogę zanosząc się łzami.
  Ance przebiegały setki myśli przez głowę."Chciał zabić mojego ojca, tylko dlatego, że go widział, zamordował mojego ojca, bo mógł go zdemaskować". Mimo tych wszystkich myśli jeszcze nie do końca pojęła, że ojciec nie żyje. Nie dopuszczała do siebie myśli, że go straciła. Przecież czuła, że tu jest. Zaraz obok nich. Był tu, chociaż go nie widziały. Dziwiło ją to, że najwyraźniej tylko ona czuła tą obecność. To ją bolało najbardziej. To, że Oliwia i mama, zwłaszcza mama nie mogą poczuć, że chociaż opuścił ciało tata ciągle z nimi był."Nie opuszczaj nas"- pomyślała Anka. miała nadzieję, że tata usłyszy jej myśli. W tym samym momencie poczuła, że Dawid może jej pomóc, ale nie mogła iść do niego zostawiając rozpłakaną Oliwkę i kompletnie zrozpaczoną mamę. Nawet nie miała pojęcia gdzie chłopak mógłby teraz być, podobno żadko bywał w domu.
     - Dawid!- wykrzyczała w myślach- potrzebuję cię.- Była bezsilna. patrzyła jak lekarze, a raczej jacyś inni sanitariusze wkładają ciało ojca w czarny worek. Jak oni mogli zrobić coś takiego? Jeszcze przed chwilą jej ojciec była tatą. Teraz zrównano go z przedmiotem. Ubierali go w zwykły, czarny worek i zasunęli suwak. Wszystko to na jej oczach. Dobrze, że mama i siostra tego nie widziały. Nagle Ania zobaczyła jak za zakrętem po prawej stronie korytarza pojawił się jakiś nieregularny kształt. Coś czarnego. Obróciła głowę.
     - Dawid- powiedziała bezdźwięcznie."skąd wiedział gdzie jestem i, ze muszę się z nim zobaczyć?". To teraz nie było istotne. Pobiegła w jego stronę.

sobota, 15 czerwca 2013

16. Zło

  Anka obudziła się ze strasznym bólem głowy w objęciach Dawida. Miała potargane włosy. Leżała skulona z głową na klatce piersiowej chłopaka. Chciała rozluźnić uścisk, było jej niewygodnie, ale za mocno ją trzymał.
     - Dawid!- szturnęła go.
     - Co?
     - Ty śpisz?
     - Nie- odpowiedział zaspanym głosem.- Spałem. Jak to możliwe? Przecież tyle lat, a dziś... To niemożliwe.
     - Spałeś- powtórzyła Ania.
  Dawid potrząsnął głową, jakby nadal nie mógł w to uwierzyć. Leniwie wstał z kanapy odkrywając koc.
     - O Boże!- wrzasnęła przestraszona Anka widząc, że jest ubrana w męską koszulę, a jej ubrania leżą na fotelu obok.
  Dawid zaczął się śmiać patrząc na Anię.
     - To nie jest śmieszne. Czy my? No wiesz... Czy coś zaszło między nami?- zapytała. Strach mieszał jej się z niepewnością.
     - Zachciało ci się spać, ale powiedziałaś, że nie możesz spać w dziennym ubraniu, więc kiedy się umyłaś dałem ci swoją koszulę.
     - Naprawdę?- spytała naiwnym głosikiem.
     - Tak- uśmiechnął się pod nosem.- Nie dam ci więcej wina.
  Anka odetchnęła.
     - Okropnie boli mnie głowa- powiedziała.
     - Przejdzie ci.
     - Muszę się doprowadzić do porządku- stwierdziła.- Gdzie jest łazienka?
  Dawid tym razem śmiał się na głos. Nie mógł się powstrzymać.
     - Byłaś wczoraj w łazience.
     - Nie pamiętam. Nigdy więcej nie wypiję alkoholu- zapewniła.
     - Trzymam cię za słowo. Łazienka jest tam- wskazał drzwi na końcu korytarza.
     - Dziękuję- powiedziała. Poszła do pomieszczenia. Po paru minutach wyszła.- Dawid, mogę mieć problem.
     - Jaki?- zdziwił się.
     - Nie wróciłam na noc do domu. Nie mam ze sobą telefonu. Pewnie mnie szukają.
     - Coś wymyślimy- mrugnął.- Niestety śniadania nie dostaniesz, bo nie mam jedzenia.
     - Nie szkodzi. Nie chce mi się jeść. Dziękuję ci za wczoraj.
     - Cała przyjemność po mojej stronie- ukłonił się jej jak książę proszący do tańca.
  Po jakimś czasie wyszli z domu chłopaka. Zbliżali się do miejsca, w którym mieszkała Ania. Dawid zaczął się dziwnie zachowywać. Wyglądał na przerażonego. Anka spojrzała na niego zdziwiona. Nie miała pojęcia co mogło go przestraszyć. Chwilę później spostrzegła migające światła pod swoim domem.
     - Co ja narobiłam?- powiedziała wściekła na siebie.- Rodzice na pewno zgłosili moje zaginięcie. Policja mnie szuka, a ja jak ostatnia kretynka spokojnie piję sobie z tobą wino.
     - Ania- powiedział uspokajającym tonem.
     - Co?! Taka jet prawda!- zarzuciła sobie.
     - Aniu, to nie policja.
     - Uff... A już się przestraszyłam, że będę miała problemy- odetchnęła z ulgą.
     - Aniu- powtórzył- przed twoim domem stoi karetka.
     - Co takiego?- nie wierzyła.
     - Mam dobry wzrok. To na pewno karetka. Tylko się nie denerwuj. Pewnie to nic poważnego.
     - Muszę tam biec.
     - Idę z tobą!- wtrącił szybko i pobiegł z nią.
  Zdyszana dziewczyna wbiegła przez frontowe drzwi do salonu.
     - Co się stało- zapytała ze łzami w oczach widząc lekarzy nad swoim ojcem. Oliwia podeszła do siostry i przytuliła ją.
     - Tata stracił przytomność i wezwałyśmy karetkę.
     - To na pewno moja wina. Zdenerwował się, że nie było mnie w domu.
     - Nie było cię?- zdziwiła się Oliwka.- A gdzie byłaś?
     - Nie zauważyliście, że mnie nie było?
     - Nie- powiedziała Oliwia. Zobaczyła Dawida stojącego przy drzwiach i złożyła fakty. Nie chciała teraz o tym rozmawiać. podobnie jak Ania patrząca jak lekarze kładą jej tatę na nosze.
     - Jak to się stało? Przecież tata jest zdrowy.
     - Nie wiem. Byłam w swoim pokoju, kiedy usłyszałam krzyk mamy. Zbiegłam na dół i zadzwoniłam po pogotowie.
  Sanitariusze wyprowadzali właśnie mężczyznę na noszach.
     - Pojadę z nim- powiedziała zapłakana matka do córek. W ich oczach widziała zrozumienie. Chciały jechać z nimi, ale wiedziały, że to niemożliwe. Odprowadziły ich wzrokiem. Karetka odjechała.
     - Bez sygnału. To chyba dobrze- pocieszała się Oliwka.
  Dawid kiwnął głową. Cała trójka usiadła na kanapie.
     - Jak to się stało?- zapytała znów Ania.
     - Mówiłam już, że nie wiem. Czekałam na Antka. No właśnie. Gdzie on jest? Nigdy się nie spóźnia.
     - Antka?- zapytał Dawid spoglądając porozumiewawczo na Anię.
     - Tak. To mój chłopak- pochwaliła się.
     - Jak długo się spóźnia?- Anka nerwowo patrzyła na Dawida.
     - Jakąś godzinę.
     - Zabiję go. Jestem pewna, że to on.
     - O czym ty mówisz?- zapytała zaskoczona Oliwka.- Ty chyba źle się czujesz.
     - Nie czuję się dobrze, a to tylko jego zasługa.
     - Odczep się od mojego chłopaka.- Blondynka wstała z miejsca i wbiegła po schodach na górę.
     - Chyba powiedziałam za dużo- zauważyła Ania.
     - Mi też się tak wydaje.- zgodził się.
     - Pomożesz mi to cofnąć?
     - Tak będzie najlepiej.
  Anka zaprowadziła Dawida do pokoju siostry. Na szczęście drzwi były otwarte. Weszła razem z nim. Dawid podszedł do łóżka, na którym Oliwka leżała zaciskając małą poduszkę.
     - Spójrz na mnie- zwrócił się do blondynki.Odwróciła wzrok w jego stronę.- Nie pamiętasz swojej rozmowy z Anią.
     - Nie pamiętam- odpowiedziała posłusznie.
  Anka przyglądała się jak czarne zwykle oczy Dawida zmieniają kolor na złoty i rozszerzają mu się źrenice. Widziała jak zagłębia wzrok w błękitnych oczach Oliwki, która rozchylała powieki i chłonęła słowa chłopaka jak robot pozbawiony umysłu. Wreszcie ujrzała jak automatycznie siostra mruga powiekami, a oczy Dawida wracają do codziennego wyglądu. Pomyślała, że z nią robił to samo.
     - To jakaś magia- powiedziała Anka, która była pod niegasnącym wrażeniem.
     - Co takiego?- zapytała zdziwiona Oliwka. Rozglądała się dookoła.
  Dawid przyłożył palec wskazujący do ust w geście uciszenia. Anka zrozumiała, że nie powinna była tego mówić.
     - Nic. Posprzątałaś pokój.
     - Zauważyłaś. To na przyjście Antka.
  Dawidowi zjeżyły się włoski na plecach, kiedy usłyszał to imię. On i Ania wiedzieli, że muszą dowiedzieć się czy Antonii jest rzeczywiście sprawcą omdlenia ojca dziewczyn. A jeśli tak to będą musieli się go jakoś pozbyć. Pomimo tego, że żadne z nich nie czytało w myślach, wiedzieli, że myślą dokładnie o tym samym.
     - Oliwia, zostaniesz sama?- zapytała siostrę.
     - A dokąd idziesz?
     - Chciałam pojechać do szpitala.
     - Sama nie mozesz nigdzie iść- zaprotestowała Oliwia.
     - Dlaczego? Mam prawie osiemnaście lat. Mogę robić co chcę.
     - A tak. Ty o niczym nie wiesz. Prawdopodobnie w lesie jest jakieś groźne, dzikie zwierzę, które atakuje ludzi i nigdy nie wiadomo dokąd pójdzie.
     - Skąd o tym wiesz?- Dawid się ożywił.
     - Mówili o tym w telewizji. To zwierzę rozszarpało szyję młodego lekarza z naszego szpitala, który wracał z dyżuru. Obok niego leżały różne przyrządy lekarskie. Pewnie to coś było głodne i chciało przeszukać torbę lekarza.- Z każdym słowem dziewczyna trzęsła się coraz bardziej.
     - Wiesz może dokładniej gdzie to było?- spytała Ania.
     - Tak. W tym lesie niedaleko domu babci i dziadka.
  Anka głośno przełknęła ślinę. Domyślała się, że to zwierzę przypomina człowieka. Antonii mógł narobić kłopotów całemu miastu.
     - Kiedy to się stało?- ostatnie istotne pytanie w tej sprawie zadał Dawid. Chciał mieć większą pewność.
     - Dwudziestego lipca- odparła Oliwka.
     - Tydzień temu zauważył Dawid.
     - W urodziny Oliwii- dodała przestraszona Anka.
  Dawidowi przeszła przez głowę myśl:"A co jeśli Karolina jakimś cudem żyje? Co jeśli znalazła inne ciało? Każda dziewczyna teraz będzie wydawała mi się być nią. Na każdego człowieka trzeba będzie uważać."
  Ania teraz jak nigdy dotąd bała się o swoje życie. Myślała wyłącznie o swojej śmierci i zagrożeniu rodziny.
     - Nie zostawię cię z tym samej- usłyszała głos Dawida, ale nie przez uszy. On jakby dźwięczał w jej głowie. Jednocześnie dostrzegła, że chłopak nie poruszył ustami. Popatrzyła na niego zdziwiona, a on mrugnął do niej okiem.
 

poniedziałek, 10 czerwca 2013

15. O miłości

Anka wychodziła z domu zamykając za sobą drzwi. Odwróciła się w stronę ulicy.
     - Musimy pogadać- powiedział smutnym głosem blondyn z piegami na twarzy.
     - Niczego nie muszę robić- odgryzła się Ania.
     - Proszę. Tylko chwilę- Robert miał minę psa proszącego o pogłaskanie.
     - No dobrze. O co chodzi?- Udawała zaciekawienie.
     - Chodzi o nas. Głupio wyszło- mówiąc próbował wpleść swoje palce w dłoń dziewczyny.
  Ania odsunęła się od niego na krok.
     - Po pierwsze: nie ma żadnych nas, a po drugie: nic do ciebie nie czuję.
     - Możemy usiąść?- spytał wskazując ręką na ławkę stojącą przed domem.
     - Dobrze- usiadła obok niego.
     - To wszystko moja wina, ale kiedy zobaczyłem jak udajesz, że jesteś z tym kolesiem tylko po to, żebym był zazdrosny, zrozumiałem, że cię kocham.
     - Nie przeceniaj się. Nie zależy mi na tym czy będziesz o mnie zazdrosny czy nie- spojrzała na niego pogardliwie- a z tą miłością to mogłeś się wcześniej ujawnić. Do tej pory nie powiedziałeś, że mnie kochasz.
     - Czyli jednak ci na mnie zależy- uśmiechnął się.
     - Nie, nie zależy. Nigdy nie zależało. Wcześniej tylko wydawało mi się, że coś do ciebie czuję- powiedziała jednym tchem bez zastanowienia.
     - Ale ja nie potrafię o tobie zapomnieć. O tym wszystkim co było między nami. Nigdy nie zapomnę- brakowało mu odwagi, żeby patrzeć jej w oczy. Bawił się zamkiem błyskawicznym swojej czerwonej bluzy.
     - Nie wiem o czym do mnie mówisz...
     - O miłości- przerwał jej.
     - Zdradziłeś mnie!- wydawało jej się, że rozmawia z człowiekiem, który stracił pamięć i musi mu przypominać pewne fakty
     - Nie musiałaś mnie od razu zostawiać samego- zarzucił jej.
     - Sam to wybrałeś całując się z inną. A wmawianie mi, że to moja wina jest co najmniej głupie- powiedziała smutniejszym tonem. Taktyka Roberta zaczęła działać. Zrobiło jej się go żal. Łzy zbierały się w oczach dziewczyny. Nie mogła rozpłakać się przy nim. Co by sobie o niej pomyślał?
     - Złamałaś mi serce- powiedział w najmniej odpowiednim momencie. Anka nie miała zamiaru łamać nikomu serca. Poczuła się okropnie, jakby ona była wszystkiemu winna. Spojrzała na Roberta, który zaczął płakać. Nie mogła na niego patrzeć. Nie mogła go pocieszać. Bardzo inteligentnie dotknął jaj czułego punktu. Współczuła mu, chociaż jednocześnie nienawidziła za to co jej zrobił. Wstała, obróciła się, żeby nie widział jej łez i wbiegła do domu kierując się prosto do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko, ścisnęła w dłoniach małą poduszkę. Przez to wszystko nie wiedziała co czuje. Nie miała nawet pojęcia co myśleć o Robercie. Był jej bliski, ale nie na tyle, żeby uznać to za miłość. Nie mogła też nazwać tego przyjaźnią. Co najwyżej go lubiła, choć teraz podstępem dotknął jej duszy. Chciała zniknąć, rozpłynąć się, ale było zbyt późno. Gdyby mogła cofnąć czas wróciłaby do momentu, kiedy pierwszy raz nieświadomie skłamała, że go kocha. Może gdyby tego nie zrobiła nie zakochałby się, nie cierpiałby. Chciała być teraz sama, ale mieć się do kogo przytulić.  Cały jej świat opierał się na sprzecznościach. Kiedy pierwsze łzy zrosiły jej twarz nie mogła już się podnieść. Rozpamiętywała różne sprawy i wmawiała sobie, że jest okropna. Przypomniało jej się jak potraktowała Wiktorię. Gdyby nie była dla niej taka zła mogłaby teraz schować się u niej w domu. Ona na pewno potrafiłaby ją zrozumieć. Nikt inny. W takich chwilach Anka czuła, że nikomu nie jest potrzebna i tylko wszystkim przeszkadza. Wyjęła z szafy dżinsową kurtkę i wyszła przed dom. Myślała, że świeże powietrze pomoże jej. Poszła przed siebie. Nie myślała po co i dokąd dojdzie. Idąc patrzyła sobie pod nogi i co chwilę ocierała łzy. Zatrzymało ją coś. Potknęła się. Spojrzała przed siebie.
     - Co się stało- zapytał Dawid, który stanął jej na drodze.
     - Nic- powiedziała ochrypłym, zapłakanym głosem.
     - Przecież widzę, że płaczesz.
     - Nie powiem ci, bo będziesz się ze mnie śmiał. Wszyscy śmieją się z moich błahych powodów do płaczu- mówiła ocierając łzy.
     - Nie pozwolę ci odejść, dopóki nie powiesz mi kto cie wprawił w płacz- wtrącił tonem superbohatera. Brzmiało to jak groźba dla tej osoby.
     - Ja.
     - Co?
     - To przeze mnie- otarła kolejną łzę.
     - Chodź- wyciągnął do niej rękę.- Nie pozwolę ci płakać- mrugnął do niej okiem.
  Podała mu rękę. Prowadził ją.
     - Dokąd idziemy?- zapytała dławiąc się łzami.
     - Do miejsca, o które już mnie pytałaś- powiedział zagadkowo.
  Nie dopytywała. Wiedziała, że ma jeszcze kilka nic nieznaczących odpowiedzi na to pytanie.
  Szli około pół godziny, mijając przyuliczne drzewa.
     - To tutaj- powiedział Dawid, kiedy zbliżyli się do drewnianego płotu, za którym drzewa i krzewy rosły tak wysoko, że Ania nie mogła dostrzec niczego poza nimi.
  Polikarp otworzył furtkę i wpuścił dziewczynę przodem. Jej oczom ukazał się przepiękny dworek. Cały biały, z drewnianym dachem i okiennicami. Jeszcze nigdy nie widziała tak pięknego domu.
     - Zapraszam- Dawid otworzył drzwi, za którymi był ogromny salon. Cały drewniany. Po prawej stronie stała kanapa i mały stolik do kawy.
     - Czy to twój dom?- zapytała.
     - Tak, ale zaprosiłem cię tu po to, żebyś mi opowiedziała co się stało.
     - Kiedy to naprawdę głupie- wzbraniała się.
     - Nie wierzę. Gdyby było głupie nie płakałabyś. Znam cię trochę
  Ania nie chciała mówić Dawidowi co się wydarzyło. Bała się, że ją wyśmieje, nie zrozumie jej wrażliwości. W czasie, kiedy Anka biła się z myślami chłopak przyniósł dwa kieliszki i cztery butelki wina.
     - Mam nadzieję, że to ci pomoże- powiedział unosząc butelkę.
  Anka uśmiechnęła się.
     - Już działa?- zdziwił się.- To może nie będę otwierał.
     - Otwórz- poleciła.
  Dawid nalał wino do obu kieliszków.
     - Możesz pić?- zapytała zdziwiona.
     - Mogę. Nawet trochę mi to pomaga przewalczyć głód. Nie na długo, ale lepsze to niż nic. Ale mięliśmy rozmawiać o tobie.
  Anka duszkiem wypiła zawartość kieliszka po czy nalała sobie jeszcze raz do pełna.
     - Czuję się winna, zraniłam Roberta- powiedziała czekając na reakcję Dawida.
     - Idiota tobą manipuluje. Wmawia ci, że to twoja wina, chociaż sam cię zdradził?
     - Tak. Rozumiesz mnie?- była zdziwiona.
     - Dlaczego miałbym cię nie rozumieć?
     - Wszyscy inni uznaliby, ze jestem głupia i płaczę z byle powodu.
     - Chodź tutaj- powiedział siadając. Ania usiadła obok niego. Objął ją prawym ramieniem.
  Anka jeszcze nigdy się tak nie czuła. Miała wrażenie, że rozmawia z samą sobą, tylko rozsądniejszą i bardziej opanowaną. Nie czuła takiego rozumienia i więzi nawet rozmawiając z Wiki.
     - Dawid!
     - Tak?
     - Czy ty udajesz czy naprawdę mnie rozumiesz?
     - Ja nie kłamię, nigdy. Czasami ukrywam prawdę, ale jeszcze nigdy nie skłamałem.
  Rozmawiali jeszcze kilka godzin i wypili trzy butelki wina. Po pierwszej Ani zaczęło szumieć w głowie, a po trzeciej urwał jej się kontakt z rzeczywistością.

14. Zaufanie

  Było popołudnie. Padał deszcz i nikt nie szedł ulicą. Anka patrzyła przez okno. Miała dziś się spotkać z Dawidem, ale deszcz popsuł im plany. Od jakiegoś czasu codziennie z nim rozmawiała. Zbliżyli się do siebie, chociaż dziewczyna wciąż mało o nim wiedziała. Nagle zadzwoniła komórka Ani i przerwała jej bezsensowne wgapianie się w mokrą drogę. Szatynka natychmiast odebrała telefon.
     - Wiktoria? Co się stało?- Zapytała zdziwiona. W końcu od kiedy Wiki tworzyła z Igorem parę nie miała czasu dla swojej przyjaciółki.
     - Chciałam z tobą porozmawiać- powiedziała. Wcześniej Anka usłyszała jej głęboki oddech.
     - Dziwne. Ostatnio nie byłam ci potrzebna- zarzuciła koleżance.
     - Wiem, przepraszam to moja wina. Byłam tak przejęta związkiem z Igorem, że straciłam coś bardzo cennego... Naszą przyjaźń.
     - Nadal przyjaźnisz się z Igorem. Może nie jestem ci potrzebna?- zasugerowała smutno.
     - Jesteś!- Krzyknęła Wiktoria- A z Igorem to nie wiem czy dobrze zrobiłam zakochując się w nim.
     - Czy dobrze zrobiłaś? Przecież nie mamy wpływu na to w kim się zakochujemy- powiedziała jak prawdziwa przyjaciółka.
     - Dobrze nam razem, tylko przyjaźń gdzieś nam się... zgubiła. Teraz nie mogę z nim rozmawiać o wszystkim.- Wiki posmutniała.
     - Jak to?- Ania wzruszyła ramionami.
     - Zwyczajnie. Nie jest tak jak kiedyś. Nie rozmawiamy o tym kto nam się podoba i w ogóle.
     - Dziwisz się?
     - Nie, ale tęsknię za tymi zwykłymi rozmowami, wspieraniem, rozwiązywaniem problemów. Teraz jest trochę inaczej.
     - Przecież nadal się przyjaźnicie- powtórzyła smutno. Czuła się wykluczona z tej przyjaźni.
     - Przyjaźń damsko- męska jest niemożliwa- stwierdziła Wiktoria.- Zawsze z przyjaźni wychodzi coś więcej, a jak tworzy się parę to nie można się do końca przyjaźnić.
     - Nieprawda. Przyjaźniłam się z Igorem, tylko przyjaźniłam. Mam też innego przyjaciela i nikt nigdy nie był mi tak bliski- " A raczej nie miał takiego wpływu na moje życie" pomyślała.
  Wiktorii zrobiło się przykro po słowach Ani. Poczuła się odrzucona.
     - Myślałam, że to je jestem twoją najlepszą przyjaciółką- powiedziała Wiki.
     - Byłaś. Przyjaciele nie zostawiają siebie nawzajem. Byłaś mi potrzebna.
     - Przepraszam, zapomniałam o całym świecie.
     - O mnie też. Ciekawe, że ci się przypomniało- wypowiedziała z goryczą.
     - To nie tak. Byłam z Igorem na wakacjach, często się spotykaliśmy. Nie miałam czasu- tłumaczyła się Wiki.- Możemy się nadal przyjaźnić?
     - Szczerze brakowało mi naszych spotkań, ale radzę sobie bez ciebie. Możemy rozmawiać, ale na przyjaźń trzeba sobie zasłużyć- stwierdziła i chciała się rozłączyć, ale Wiki szybko się odezwała.
     - Masz rację. Będę się starała to odbudować.- Po chwili ciszy Wiki zorientowała się, że Ania nie chce z nią rozmawiać.- Cześć- powiedziała.
     - Cześć- Anka się rozłączyła i rzuciła telefon na łóżko.
 
  Dawid przysłuchiwał się rozmowie. Stał pod oknem pokoju Anki. Opiekował się nią chociaż o tym nie wiedziała. Śledził ją swoim sokolim wzrokiem. Po wysłuchaniu rozmowy dziewczyn wiedział, że nie może zawodzić Ani, jeśli chce liczyć na jej zaufanie. W kroplach deszczu wolno odszedł.

środa, 22 maja 2013

13. Krzyż i czosnek

  Dawid złapał Anię, kiedy upadała. Położył ją na kanapie.
     - Przynieś trochę zimnej wody- powiedział do Antoniego.
     - Ty przynieś, ja z nią zostanę.
     - Nie zostawię jej z tobą nawet na sekundę. Przynieś tą wodę!
  W salonie pojawiła się Oliwka.
     - Dlaczego tak krzyczycie?- zapytała przeciągając się. Zauważyła Anię leżącą na kanapie.- O Boże! Co jej się stało?
     - Straciła przytomność, ale nic jej nie będzie- powiedział Antek. Dawid był zbyt przejęty Anką.
     - Niech któryś z was przyniesie wodę- powiedziała blondynka.
     - Ja pójdę- zaoferował Antonii.
  Dawid był na niego wściekły. Zastanawiał się" W co on gra?".
  Po paru sekundach chłopak przyniósł zimną wodę w szklance. Oliwka szybko skropiła nią twarz siostry. Chwilę później dziewczyna się ocknęła. Otworzyła oczy. Nad jej głową pochylały się trzy osoby.
     - To nie ja- powiedział bezdźwięcznie Dawid. Ania zrozumiała. Wampir uklęknął przed nią i ucałował jej dłoń. Zrobiło jej się bardzo miło.
     - Jak się czujesz?- zapytała Oliwia.
     - Dobrze, nic mi nie jest.
     - Nie mówiłaś, że Dawid jest twoim chłopakiem- wyrzuciła siostrze Oliwka. Czuła się przez nią oszukana.
     - Bo my nie jesteśmy parą- wyjaśniła.
     - Jasne. Takie bajki to ty możesz dzieciom opowiadać- wtrąciła blondynka.- Mnie nie oszukasz. Widzę jak na ciebie patrzy.
  Ani znów coś się przypomniało. Karolina w jej śnie powiedziała, że Polikarp ją kocha. Zawstydziła się. Zawsze trudno jej było uwierzyć w to, że ktoś ją lubi, ale w tym przypadku chodziło o coś w co wierzyła bezgranicznie- sny. Po chwili przyszło jej do głowy, że przecież miłość jaką darzy się przyjaciela to też miłość.

  Po południu Ania poczuła się lepiej i wyszła z Dawidem w stronę parku. Oliwka została w domu z rodzicami, a Antek wyszedł zaraz po tym jak Anka odzyskała przytomność.
     - Dlaczego nie przedstawiasz się swoim prawdziwym imieniem?- zapytała.
     - Nigdy go nie lubiłem. Moje imię jest staromodne. Mama lubiła takie imiona. Twierdziła, że każde imię coś oznacza i musi pasować do człowieka. Już nie jestem człowiekiem, wolę, żeby mówiono do mnie Dawid.
     - Dobrze- uśmiechnęła się do niego.- Ale podoba mi się twoje imię.
  Kiedy doszli do parku usiedli w swoim ulubionym miejscu- pod płaczącą wierzbą.
     - Wiesz kto zabił tamtą dziewczynę?- zapytała wampira.
     - Nie, ale domyślam się, że to Antonii. Chyba, że w okolicy jest jakiś inny wampir.
     - A co chciałeś mi powiedzieć zanim straciłam przytomność?
  Na chwilę nastała cisza. Później Dawid odezwał się nieśmiało:
     - Karmiłem się twoją koleżanką.
     - Moniką?
     - Tak, a potem wymazałem jej to ze świadomości.
  Najpierw Anka chciała odejść. Zdenerwowała się na Dawida, ale zrozumiała, że picie krwi jest wpisane w naturę wampira.
     - Dobrze, że jej nie zabiłeś- zdawała sobie sprawę z tego, ż to głupi brzmi, ale nie umiała użyć innych słów.
     - Opróżnienie ciała z krwi daje nam więcej energii, ale obiecałem, że nigdy nikomu nie zrobię krzywdy.
     - Komu to obiecałeś?- była ciekawa kto był dla niego tak ważny, żeby poświęcić dla niego odrobinę wampirzej natury.
     - Nieważne- nie chciał, żeby poczuła, że jest dla niego kimś ważnym.- Zrozumiałem, że mogę żyć prawie jak zwykły człowiek. Wiem, że to co robię jest złe, ale inaczej nie przeżyłbym- zamyślił się na moment.
  Anka postanowiła przerwać melancholijny nastrój swoim głupim pytaniem:
     - Czy czosnek ci szkodzi?
  Polikarp zaśmiał się.
     - Czosnek szkodzi tylko tym, którzy go jedzą. Z tego co wiem powoduje brzydki zapach z ust- mówił cały czas się śmiejąc.
     - A krzyż- zapytała całkiem poważnie.
     - Nie. Jestem katolikiem. To znaczy byłem dopóki nie zostałem wampirem, bo teraz zbawienie raczej mi nie grozi- powiedział poważnym tonem.
  Anka przytuliła przyjaciela.
     - Może nie wszystko jest takie oczywiste- stwierdziła.
     - To raczej jest pewne. Nie umrę naturalną śmiercią. Jestem potworem.
     - Potwory nie mają serc, a ty jesteś moim przyjacielem. Dzięki tobie moje życie jest lepsze, a to dobry argument do zbawienia- uśmiechnęła się.

sobota, 23 lutego 2013

12. Polikarp

  Anka jak zwykle obudziła się i przeciągnęła z zamkniętymi oczami. Kiedy je otworzyła zobaczyła Dawida wpatrującego się w jej zdjęcia na tablicy korkowej.
     - Dzień dobry- powiedział słysząc, że się obudziła.
     - Dzień dobry- odpowiedziała.- Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.
     - Myślałem, że jesteś nieśmiałą, małomówną dziewczynką.
     - Jestem, ale muszę to wiedzieć.
     - Co takiego?- zapytał znudzony.
     - Czy wampiry mogą wpływać na sny?- pytając zmieniła pozycję z leżącej na siedzącą.
     - A przyśniłem ci się?- zapytał ze znanym jej uśmiechem.
     - Nie- odpowiedziała krótko, a Dawid chciał udać zasmucenie, ale nie udało mu się ukryć śmiechu.
     - Dlaczego o to pytasz?
     - Bo niedawno śniła mi się Karolina, a przecież wcześniej jej nie widziałam. Mówiła coś o pełni księżyca i, że Antek mnie kocha.
     - Powiedziała, że on cię kocha? Gdyby cię kochał to nie zrobiłby czegoś takiego jak wczoraj- zauważył z niegasnącym urokiem i niepokojem ukrytym w głębi.
     - Niby tak, a może to nie chodziło o niego. W każdym razie to było jakieś stare, a raczej staromodne imię.
  Dawid głośno przełknął ślinę.
     - Myślisz, że Karolina może wpływać na moje sny?- zapytała go, ale on tkwił w innym świecie.
     - Co mówiłaś?
     - Zapytałam, czy to możliwe, żeby Karolina sterowała moimi snami.
     - Myślę, że to możliwe. Ona jest silniejsza ode mnie. Potrafi też posługiwać się naturą dla osiągnięcia swoich celów- wzruszył ramionami.
     - Dlaczego ona jest silniejsza od ciebie?
     - Bo zawsze była narwana i pobudzona- na jego twarzy widać było zdenerwowanie.
     - A ty co potrafisz?- była ciekawa.
     - Potrafię haftować i przyszywać guziki- znów miał na twarzy znany jej grymas.
  Uwielbiała, kiedy miał taki wyraz twarzy. Unosił wtedy jedną brew i uśmiechał się tajemniczo i seksownie zarazem. W tym grymasie było coś co ją podniecało i fascynowało. Nie potrafiła tego nazwać, ale wiedziała, że każda dziewczyna miałaby takie odczucia patrząc na niego. Po chwili Anka wróciła do tematu.
     - Chodziło mi o wampirze zdolności- uśmiechnęła się mrużąc oczy.
     - Dziewczyno męczysz mnie- powiedział znudzony.
     - Chyba jesteś mi coś winien za te kłamstwa. Chociaż rozmowę- zauważyła, a on nie protestował.
     - Potrafię wpływać na zachowanie ludzi, ale nie na ich uczucia- podkreślił ostatnie słowo- jak każdy wampir szybko się przemieszczam i takie tak- nie chciał wszystkiego zdradzać.
  Anka była tym zafascynowana. Brała powietrze w płuca, żeby zadać kolejne pytanie, ale ubiegł ją Dawid:
     - Czy teraz możemy wreszcie pomilczeć?- Zapytał.
  Dziewczyna nie odpowiedziała, co było wystarczającą odpowiedzią. Milczeć znaczy milczeć.Nigdy nie lubiła dużo mówić, ale przyjaźniąc się z wampirem musiała coś o nim wiedzieć. Do tej pory była przekonana, że wampiry to tylko wytwory wyobraźni pisarzy, element dawnych wierzeń, ale przecież w każdej fikcji musi być jakaś inspiracja faktami.
  Długo nie milczeli. Po paru minutach rozległ się dzwonek do drzwi. To nie mogli być rodzice. Na pewno wzięli klucze, a poza tym mieli wrócić później. Oliwka pewnie jeszcze spała w swoim pokoju. Gdyby nie Dawid Anka nigdy nie otworzyłaby drzwi.
     - Lepiej będzie jeśli sprawdzisz kto to- powiedział chłopak.
     - Boję się- wyjąkała przestraszonym głosem.
     - Pójdę z tobą- zaoferował i wziął dziewczynę za rękę. Zeszli na parter i stanęli przed drzwiami. Dawid nacisnął klamkę. Na zewnątrz stał wysoki, przystojny blondyn. Właśnie tego obawiała się Ania.
     - Co ty tu robisz?- zapytał z wyrzutem Dawid.
  Antek spojrzał na niego z wyższością i pogardą.
     - Nie przyszedłem do ciebie, tylko do Ani- powiedział Antonii spokojnym tonem, jednocześnie wpychając prawą nogę do środka.
  Dawid popatrzył na dziewczynę porozumiewawczo. Zrozumiała, że jeśli zachce rozmawiać z Antkiem jej przyjaciel będzie czówał, żeby nic jej się nie stało.
     - Dobrze. Wejdź do salonu- poleciła.
  Antek rzucił Dawidowi pogardliwe spojrzenie. Anka weszła z chłopakiem do dużego pokoju.
     - Czego chcesz?- spytała zachowując dystans.
     - Chcę cię przeprosić za moje zachowanie. Nie chciałem ci zrobić krzywdy- mówił powoli zbliżając się do dziewczyny. Anka szybko się odsunęła.
     - Nie chciałeś mi wyrządzić krzywdy. Tak? Chciałeś mnie tylko zabić, żeby ocalić Karolinę?- założyła ręce na siebie.
     - Skąd ty wiesz o Karolinie?- wściekł się.
     - To nie jest ważne. Istotne jest to, że chciałeś mnie zabić.- powiedziała spokojnie, wiedząc, że nic jej nie grozi.
     - Nie ja chciałem cię zabić. To ona uparła się, że chce mieć twoje ciało, po tym jak pierwszy raz cię zobaczyła.
     - Co ty bredzisz? Nigdy wcześniej się nie spotkałyśmy.
     - Nie? Dawid to ładne imię prawda?- zapytał- Ale Polikarp jeszcze piękniejsze.
  Ance jakby na moment stanęła serce i chwilę później zaczęło bić z zawrotną prędkością. Zrozumiała coś, co wydawało jej się znać wcześniej. Słowo " Polikarp" wielokrotnie zadźwięczało jej w głowie. Karolina w jej śnie nie mówiła Antonii, tylko Polikarp. Teraz była tego pewna.
     - Polikarp! Chodź do nas- zawołał blondyn.
  W salonie pojawił się wampir ze spuszczoną głową.
     - Dlaczego?- Łza powoli spływała po niemal białym policzku Anki.
     - Nie chciałem cię okłamać- głos drżał mu lekko.
     - Przyjaźnię się z człowiekiem, którego wcale nie znam.
     - Wampirem- wtrącił Antonii ze śmiechem, przerywając Ani.
     - Zamknij się!- Krzyknęła do niego. To nie było w jej stylu, ale nerwy w niej buzowały.
     - A może cała nasza znajomość była kłamstwem?- kontynuowała zapłakana.
     - Aniu, wszystko ci wyjaśnię, tylko nie w jego obecności.
     - Nie. Chcę znać całą prawdę, a dowiem się jej tylko jeśli będziecie tu obaj.
  Nie protestowali. Polikarp dlatego, że zależało mu na przyjaźni z Anią, która mogła skończyć się po tej rozmowie. Chciał wyznać jej wreszcie całą prawdę. Antonii zgodził się, bo chciał jak najbardziej odsunąć wampira od dziewczyny.
     - Dawid skąd wziąłeś się w domu moich dziadków?
     - Byłem okropny. Wiem to, ale jeszcze wtedy wydawało mi się, że kocham Karolinę, że jej potrzebuję. Czekałem w lesie . Musiałem spotkać jakąś piękną dziewczynę, żeby móc uratować Karolinę. Wtedy zobaczyłem ciebie- przerwał, żeby podnieść głowę i zerknąć na Anię.- Nie chciałem cię zabić. Nikogo nie chciałem zabijać, ale nie było innego rozwiązania. Podszedłem do ciebie. Wmówiłem ci, że się znamy, a ty zaproponowałaś, żebym poszedł z tobą. Chciałem cię bliżej poznać, ale to nie było dobre wyjście. To znaczy dobre dla mnie, ale nie dla Karoliny- poprawił się.- W nocy jeszcze raz wpływałem na twój umysł. Zobaczyłaś mnie zakrwawionego. Wtedy wymazałem ci pamięć, bo domyśliłaś się, że jest ze mną coś nie tak i zaczęłaś krzyczeć. Kiedy wracaliśmy, zaprowadziłem cię w miejsce, gdzie leżało ciało Karoliny. To wszystko moja wina- zarzucił sobie.
     - Dlaczego mnie nie zabiłeś?- zapytała przestraszona i zdziwiona. Głos jej drżał od płaczu.
     - Kiedy Karolina powiedziała, że odwiedza ją Antonii byłem w szoku. Dla niej nie istnieje coś takiego jak miłość. Może wszyscy tak mamy. Jednocześnie zrozumiałem, że ty znaczysz dla mnie o wiele więcej niż ona. Jesteś pierwszą osobą, której zależało na tym jaki jestem i co czuję- twardy jak skała wampir zalał się łzami.- Teraz wszystko zniszczyłem. Nic nie ma sensu. Nie ma nikogo, kto by mi ufał, kto by we mnie wierzył.
  Ania podeszła do Dawida i mocno go przytuliła. Natychmiast przestał płakać. Nie rozumiał jej zachowania.
     - Teraz byłeś ze mną szczery. Niczego nie ukryłeś, dlatego nic się między nami nie zmieni.
  Dawid wtulił twarz w jej długie, brązowe loki. Uspokoił oddech.
     - Jest jeszcze coś czego ci nie powiedziałem.
  Anka przeczuwała o co chodzi. Nogi jej się ugięły.
     - Zabiłeś tą dziewczynę. Ona miała pełno krwi dookoła ciała- Ani zakręciło się w głowie. Zrobiło jej się czarno przed oczami. Straciła przytomność.