Anka wychodziła z domu zamykając za sobą drzwi. Odwróciła się w stronę ulicy.
- Musimy pogadać- powiedział smutnym głosem blondyn z piegami na twarzy.
- Niczego nie muszę robić- odgryzła się Ania.
- Proszę. Tylko chwilę- Robert miał minę psa proszącego o pogłaskanie.
- No dobrze. O co chodzi?- Udawała zaciekawienie.
- Chodzi o nas. Głupio wyszło- mówiąc próbował wpleść swoje palce w dłoń dziewczyny.
Ania odsunęła się od niego na krok.
- Po pierwsze: nie ma żadnych nas, a po drugie: nic do ciebie nie czuję.
- Możemy usiąść?- spytał wskazując ręką na ławkę stojącą przed domem.
- Dobrze- usiadła obok niego.
- To wszystko moja wina, ale kiedy zobaczyłem jak udajesz, że jesteś z tym kolesiem tylko po to, żebym był zazdrosny, zrozumiałem, że cię kocham.
- Nie przeceniaj się. Nie zależy mi na tym czy będziesz o mnie zazdrosny czy nie- spojrzała na niego pogardliwie- a z tą miłością to mogłeś się wcześniej ujawnić. Do tej pory nie powiedziałeś, że mnie kochasz.
- Czyli jednak ci na mnie zależy- uśmiechnął się.
- Nie, nie zależy. Nigdy nie zależało. Wcześniej tylko wydawało mi się, że coś do ciebie czuję- powiedziała jednym tchem bez zastanowienia.
- Ale ja nie potrafię o tobie zapomnieć. O tym wszystkim co było między nami. Nigdy nie zapomnę- brakowało mu odwagi, żeby patrzeć jej w oczy. Bawił się zamkiem błyskawicznym swojej czerwonej bluzy.
- Nie wiem o czym do mnie mówisz...
- O miłości- przerwał jej.
- Zdradziłeś mnie!- wydawało jej się, że rozmawia z człowiekiem, który stracił pamięć i musi mu przypominać pewne fakty
- Nie musiałaś mnie od razu zostawiać samego- zarzucił jej.
- Sam to wybrałeś całując się z inną. A wmawianie mi, że to moja wina jest co najmniej głupie- powiedziała smutniejszym tonem. Taktyka Roberta zaczęła działać. Zrobiło jej się go żal. Łzy zbierały się w oczach dziewczyny. Nie mogła rozpłakać się przy nim. Co by sobie o niej pomyślał?
- Złamałaś mi serce- powiedział w najmniej odpowiednim momencie. Anka nie miała zamiaru łamać nikomu serca. Poczuła się okropnie, jakby ona była wszystkiemu winna. Spojrzała na Roberta, który zaczął płakać. Nie mogła na niego patrzeć. Nie mogła go pocieszać. Bardzo inteligentnie dotknął jaj czułego punktu. Współczuła mu, chociaż jednocześnie nienawidziła za to co jej zrobił. Wstała, obróciła się, żeby nie widział jej łez i wbiegła do domu kierując się prosto do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko, ścisnęła w dłoniach małą poduszkę. Przez to wszystko nie wiedziała co czuje. Nie miała nawet pojęcia co myśleć o Robercie. Był jej bliski, ale nie na tyle, żeby uznać to za miłość. Nie mogła też nazwać tego przyjaźnią. Co najwyżej go lubiła, choć teraz podstępem dotknął jej duszy. Chciała zniknąć, rozpłynąć się, ale było zbyt późno. Gdyby mogła cofnąć czas wróciłaby do momentu, kiedy pierwszy raz nieświadomie skłamała, że go kocha. Może gdyby tego nie zrobiła nie zakochałby się, nie cierpiałby. Chciała być teraz sama, ale mieć się do kogo przytulić. Cały jej świat opierał się na sprzecznościach. Kiedy pierwsze łzy zrosiły jej twarz nie mogła już się podnieść. Rozpamiętywała różne sprawy i wmawiała sobie, że jest okropna. Przypomniało jej się jak potraktowała Wiktorię. Gdyby nie była dla niej taka zła mogłaby teraz schować się u niej w domu. Ona na pewno potrafiłaby ją zrozumieć. Nikt inny. W takich chwilach Anka czuła, że nikomu nie jest potrzebna i tylko wszystkim przeszkadza. Wyjęła z szafy dżinsową kurtkę i wyszła przed dom. Myślała, że świeże powietrze pomoże jej. Poszła przed siebie. Nie myślała po co i dokąd dojdzie. Idąc patrzyła sobie pod nogi i co chwilę ocierała łzy. Zatrzymało ją coś. Potknęła się. Spojrzała przed siebie.
- Co się stało- zapytał Dawid, który stanął jej na drodze.
- Nic- powiedziała ochrypłym, zapłakanym głosem.
- Przecież widzę, że płaczesz.
- Nie powiem ci, bo będziesz się ze mnie śmiał. Wszyscy śmieją się z moich błahych powodów do płaczu- mówiła ocierając łzy.
- Nie pozwolę ci odejść, dopóki nie powiesz mi kto cie wprawił w płacz- wtrącił tonem superbohatera. Brzmiało to jak groźba dla tej osoby.
- Ja.
- Co?
- To przeze mnie- otarła kolejną łzę.
- Chodź- wyciągnął do niej rękę.- Nie pozwolę ci płakać- mrugnął do niej okiem.
Podała mu rękę. Prowadził ją.
- Dokąd idziemy?- zapytała dławiąc się łzami.
- Do miejsca, o które już mnie pytałaś- powiedział zagadkowo.
Nie dopytywała. Wiedziała, że ma jeszcze kilka nic nieznaczących odpowiedzi na to pytanie.
Szli około pół godziny, mijając przyuliczne drzewa.
- To tutaj- powiedział Dawid, kiedy zbliżyli się do drewnianego płotu, za którym drzewa i krzewy rosły tak wysoko, że Ania nie mogła dostrzec niczego poza nimi.
Polikarp otworzył furtkę i wpuścił dziewczynę przodem. Jej oczom ukazał się przepiękny dworek. Cały biały, z drewnianym dachem i okiennicami. Jeszcze nigdy nie widziała tak pięknego domu.
- Zapraszam- Dawid otworzył drzwi, za którymi był ogromny salon. Cały drewniany. Po prawej stronie stała kanapa i mały stolik do kawy.
- Czy to twój dom?- zapytała.
- Tak, ale zaprosiłem cię tu po to, żebyś mi opowiedziała co się stało.
- Kiedy to naprawdę głupie- wzbraniała się.
- Nie wierzę. Gdyby było głupie nie płakałabyś. Znam cię trochę
Ania nie chciała mówić Dawidowi co się wydarzyło. Bała się, że ją wyśmieje, nie zrozumie jej wrażliwości. W czasie, kiedy Anka biła się z myślami chłopak przyniósł dwa kieliszki i cztery butelki wina.
- Mam nadzieję, że to ci pomoże- powiedział unosząc butelkę.
Anka uśmiechnęła się.
- Już działa?- zdziwił się.- To może nie będę otwierał.
- Otwórz- poleciła.
Dawid nalał wino do obu kieliszków.
- Możesz pić?- zapytała zdziwiona.
- Mogę. Nawet trochę mi to pomaga przewalczyć głód. Nie na długo, ale lepsze to niż nic. Ale mięliśmy rozmawiać o tobie.
Anka duszkiem wypiła zawartość kieliszka po czy nalała sobie jeszcze raz do pełna.
- Czuję się winna, zraniłam Roberta- powiedziała czekając na reakcję Dawida.
- Idiota tobą manipuluje. Wmawia ci, że to twoja wina, chociaż sam cię zdradził?
- Tak. Rozumiesz mnie?- była zdziwiona.
- Dlaczego miałbym cię nie rozumieć?
- Wszyscy inni uznaliby, ze jestem głupia i płaczę z byle powodu.
- Chodź tutaj- powiedział siadając. Ania usiadła obok niego. Objął ją prawym ramieniem.
Anka jeszcze nigdy się tak nie czuła. Miała wrażenie, że rozmawia z samą sobą, tylko rozsądniejszą i bardziej opanowaną. Nie czuła takiego rozumienia i więzi nawet rozmawiając z Wiki.
- Dawid!
- Tak?
- Czy ty udajesz czy naprawdę mnie rozumiesz?
- Ja nie kłamię, nigdy. Czasami ukrywam prawdę, ale jeszcze nigdy nie skłamałem.
Rozmawiali jeszcze kilka godzin i wypili trzy butelki wina. Po pierwszej Ani zaczęło szumieć w głowie, a po trzeciej urwał jej się kontakt z rzeczywistością.
Teraz czuję się w pełni zadowolona. Rozdział tak ci dobrze poszedł, że sama miałam wrażenie, że się rozpłaczę. Gratuluję, ten jest rozdziałem, który chyba najlepiej ukazuje uczucia Ani. No poza tym, że okazała się być pijaczką ;p
OdpowiedzUsuńBtw. Dawid jest kochany <3