środa, 19 czerwca 2013

17. Wariat

  Ania i Oliwia weszły do szpitala. Szybko znalazły salę, w której był ojciec.
     - Cześć tato!- powiedziały chórem.
     - Już myślałem, że mnie nie odwiedzicie- uśmiechnął się do nich szeroko.
     - Jak się czujesz?- zapytała Oliwia.
     - Dobrze. Już nic mi nie jest. Wtedy trochę gorzej się poczułem i straciłem przytomność, ale naprawdę to nic takiego. Lekarze mówią, że jutro mogę wrócić do domu.
     - To świetnie!- ucieszyła się Ania.- A gdzie jest mama?
     - Poszła po herbatę. Oliwka, może pójdziesz do mamy? Chcę porozmawiać z Anią.
  Ankę przeszył dreszcz. O czym tata chciał z nią rozmawiać? Często rozmawiała z nim o błahostkach, ale teraz tata miał dosyć poważny ton. Drzwi sali się zamknęły i dziewczyna została w pomieszczeniu z samym ojcem.
     - Posłuchaj. Tylko tobie mogę to powiedzieć. Wszyscy inni uznaliby mnie za wariata.
  Anka nie wiedziała jak zareagować. Co powiedzieć.
     - O co chodzi?- wybełkotała wreszcie.
     - Spójrz na to łóżko- polecił jej.
  Zerknęła na łóżko obok, ale było puste. Niczego nie rozumiała. Popatrzyła ze zdziwieniem na ojca.
     - Tutaj leżał mężczyzna z raną na szyi. Niby nic takiego, ale to był kompletny wariat. To znaczy wszyscy tak o nim mówili, ale nie ja. Ten pacjent mówił coś o płonących oczach i to, że- ściszył głos- człowiek ugryzł go w szyję. Powiedział, że dwie ranki, które miał były od ludzkich kłów.- Anka przełknęła głośno ślinę, nie przerywała ojcu.- Zabrali go do szpitala psychiatrycznego na obserwację.
     - A co to ma wspólnego z tobą?- zapytała zniecierpliwiona i pełna niepokoju.
     - Bo ja też widziałem te oczy. On był u nas w domu. To znaczy w ogrodzie. Zauważyłem go, kiedy szedł pomiędzy krzewami. Nagle odwrócił się, a te oczy... One po prostu były czerwone.
     - Ale kto to był?- naciskała.
     - Nie wiem. Młody chłopak. Blondyn. Później wszedł do domu zaraz po tym jak ja przestąpiłem próg i... pamiętam już tylko jak ocknąłem się w szpitalu.- Anka przyjrzała się szyi ojca, ale nie nosiła ona oznak ugryzienia.- To takie dziwne. Proszę nie mów nikomu, ale to wszystko składa mi się w jedną całość. Najpierw ta dziewczyna nad jeziorem, później lekarz i pacjent. To jakiś psychopata, seryjny morderca. Albo gorzej. Nie wiem jak to nazwać. Wierzysz mi?
  Anka doskonale wiedziała jak to nazwać. Wampir.
     - Tak, wierzę- odpowiedziała.
  Wyznanie taty napełniło ją siłą, żądzą zemsty na tym mordercy. Była pewna, że to Antonii. Nikt inny nie mógłby tego zrobić.
     - Nie powiem o tym nikomu więcej, dopóki nie będę miał dowodów. Nie chcę skończyć w zakładzie dla chorych psychicznie.
     - Masz rację. Lepiej zachować to dla siebie, póki nie ma dowodów, że to ktoś taki.- Zdawała sobie sprawę z tego, że to co powiedziała było kompletną głupotą, że powinna jak najszybciej pobiec na policję i o tym opowiedzieć, ale bała się tego co stanie się później. Ogólnej paniki, chaosu. Ludzie mogliby domyślić się kim jest Dawid i wyrządzić mu krzywdę, a przecież on był niewinny. Może nie do końca, ale nie zabił.- Tato!
     - Tak?
     - Czy ja jestem jedyną osoba, która o tym wie?
     - Tak. Nie mówiłem o tym mamie, bo mogłaby mnie źle zrozumieć, a Oliwia uznałaby mnie za wariata.
  Ania została z tatą do końca dnia, ale później już we trzy z nim siedziały i rozmawiały. Z powrotem do domu dziewczyny zabrały się z mamą samochodem. Anka chciała jeszcze dopytać ojca dokładnie o wygląd chłopaka z ogrodu, ale stwierdziła, że może to przecież zrobić jutro, kiedy będą już w domu. Po powrocie wszystkie poszły spać, wiedząc, że ojciec jest zdrowy i nic mu nie grozi. Tylko Anka całą noc nie mogła zasnąć. Zastanawiała się jak postąpić z Antonim. Kiedy nastał nowy dzień pojechała z siostrą i mamą, żeby zabrać ojca do domu. Weszły do sali, w której leżał.
  Matka zaczęła krzyczeć na widok męża, a Oliwia szybko wybiegła po lekarz. Ania nie mogła się ruszyć. Stała sztywno, blada jak papier. Nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Lekarz szybkim krokiem ruszył do pacjenta.
     - Niech panie stąd wyjdą- powiedział szorstkim głosem.
  Oliwia wyprowadziła mamę, która nie mogła się opanować. Krzyczała i płakała. Opierała się Oliwii, ale dziewczynie udało się zabrać kobietę z sali. Anka nadal stała bez ruchu.
     - Wyjdź- powiedział lekarz, ale ona była sparaliżowana. Mężczyzna nie miał czasu, żeby ją wyprowadzić. Dziewczyna beznamiętnie patrzyła na lekarza, który badał puls, ale nie miał prawa niczego wyczuć. Tata nie żył. Czuła to. Kiedy na niego spojrzała wiedziała, że nie ma go w środku. Lekarz przyglądał się ranie na szyi. Kiedy weszła dwóch kolejnych lekarzy powiedział:
     - Ktoś zaatakował go nożem, ale co dziwne na pościeli zostało niewiele krwi. Ktoś musiał ja zabrać. Ale jak?
     - Po co?- odezwał się drugi i spojrzał na Anię. Wziął ją pod ręce i wyprowadził z sali. Anka czuła się bardzo dziwnie. Przed chwilą widziała martwe ciało ojca, ale czuła, że nie odszedł. Wiedziała, że stoi gdzieś blisko. Czuła jego energię.
     - On nie żyje- wykrztusiła matka dławiąc się łzami.
  Anka raz skinęła głową. Nie była pewna czy matka pyta czy stwierdza.
     - Jeszcze wczoraj był całkiem zdrowy. przecież nic mu ie było- powiedziała Oliwia.
     - Zamordował go.- To było pierwsze zdanie, które dziś wypowiedziała i już o jedno za dużo. powiedziała"zamordował" jakby wiedziała kto to zrobił.
  Oliwia powoli osunęła się na podłogę zanosząc się łzami.
  Ance przebiegały setki myśli przez głowę."Chciał zabić mojego ojca, tylko dlatego, że go widział, zamordował mojego ojca, bo mógł go zdemaskować". Mimo tych wszystkich myśli jeszcze nie do końca pojęła, że ojciec nie żyje. Nie dopuszczała do siebie myśli, że go straciła. Przecież czuła, że tu jest. Zaraz obok nich. Był tu, chociaż go nie widziały. Dziwiło ją to, że najwyraźniej tylko ona czuła tą obecność. To ją bolało najbardziej. To, że Oliwia i mama, zwłaszcza mama nie mogą poczuć, że chociaż opuścił ciało tata ciągle z nimi był."Nie opuszczaj nas"- pomyślała Anka. miała nadzieję, że tata usłyszy jej myśli. W tym samym momencie poczuła, że Dawid może jej pomóc, ale nie mogła iść do niego zostawiając rozpłakaną Oliwkę i kompletnie zrozpaczoną mamę. Nawet nie miała pojęcia gdzie chłopak mógłby teraz być, podobno żadko bywał w domu.
     - Dawid!- wykrzyczała w myślach- potrzebuję cię.- Była bezsilna. patrzyła jak lekarze, a raczej jacyś inni sanitariusze wkładają ciało ojca w czarny worek. Jak oni mogli zrobić coś takiego? Jeszcze przed chwilą jej ojciec była tatą. Teraz zrównano go z przedmiotem. Ubierali go w zwykły, czarny worek i zasunęli suwak. Wszystko to na jej oczach. Dobrze, że mama i siostra tego nie widziały. Nagle Ania zobaczyła jak za zakrętem po prawej stronie korytarza pojawił się jakiś nieregularny kształt. Coś czarnego. Obróciła głowę.
     - Dawid- powiedziała bezdźwięcznie."skąd wiedział gdzie jestem i, ze muszę się z nim zobaczyć?". To teraz nie było istotne. Pobiegła w jego stronę.

3 komentarze:

  1. Ej... Ania dostanie niedługo depresji przez ciebie :(( Biedny ojciec, muszą się rozprawić z Antonim, bo sama go zatłukę!

    OdpowiedzUsuń
  2. super blog komentuje dopiero po przeczytaniu wszystkich rozdziałów trudno było się oderwać od czytania . Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super książka, biedna Ania :(
    Czekam na kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń