Odprowadził ją pod sam dom. Budynek był dość wysoki, biały z licznymi oknami i dwoma balkonami po prawej i lewej stronie. Na jeden wychodziło się z pokoju dziewczyny, na drugi z sypialni jej młodszej siostry. Drzwi były szerokie, drewniane. Przed nimi znajdował się mały placyk podpierany czterema białymi kolumnami. Anka otworzyła drzwi. W środku byli rodzice.
- Kochanie, jak się czujesz?- zapytała mama.- Dziadek dzwonił. Powiedział, że byłaś świadkiem...- nie dokończyła, przerwała jej córka.
- Mamo to nie mnie zamordowano. Czuję się normalnie, przecież żyję.
- Ma rację- wtrącił się ojciec- przecież nic jej się nie stało. Daj jej spokój.
- Dobrze. Chciałam tylko zapytać- przyznała matka.
Ani nie chciało się z nimi siedzieć, ani rozmawiać. Weszła po dębowych schodach na pierwsze piętro, gdzie był jej pokój. Na szerokim korytarzu skręciła w lewo i weszła do sypialni. Przez te trzy dni zdążyła zatęsknić za swoimi fioletowymi ścianami i pastelowym wystrojem. Usiadła na szerokim parapecie pod oknem. Spojrzała na zewnątrz. Zobaczyła wysokiego chłopaka, ubranego na czarno z lśniącymi włosami. Rozpoznała Dawida. Zdziwiło ją to jak się poruszał. Do tej pory szedł pewnym krokiem, szybkim i bezszelestnym. Teraz szedł powoli ze spuszczoną w dół głową i ramionami. Wydawał się być smutny. Szybkim ruchem odwrócił się w jej stronę. Przeszył ją wzrokiem. Czuła się sparaliżowana, nie mogła się ruszyć, ani nawet spuścić z niego swojego wzroku. To trwało ułamki sekund, ale Ance wydawało się, że zatopiła się w jego oczach. Ale jak to było możliwe? Przecież dzieliła ich duża odległość. Ona w domu, a on po drugiej stronie drogi. Dawid odwrócił wzrok i poszedł dalej przed siebie. Dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, że nie wie gdzie on mieszka, nawet nie zna jego numeru telefonu i może już nigdy nie spotka swojego tajemniczego przyjaciela. Nawet się z nim nie pożegnała. Może dlatego był taki smutny, chociaż nie wydawał się być człowiekiem, który przejąłby się taką błahostką. "Dziwny"- pomyślała. Siedziała tak, kiedy otworzyły się drzwi. Do jej pokoju weszła szczupła blondynka z rozpuszczonymi, gładkimi włosami. Ubrana była w czerwoną mini spódniczkę i jasnoniebieską bluzkę.
- Oliwia- zwróciła się do niej Anka- mówiłam ci, że masz pukać i czekać, aż cię zaproszę.
- Oj tam- blondynka wzruszyła ramionami- Wiesz co?
- Nie wiem- odpowiedziała poirytowana Anka, chociaż spodziewała się co siostra zaraz powie.
- Poznałam...
- Fantastycznego chłopaka- wtrąciła Ania. Jej siostra zakochiwała się średnio raz na miesiąc.
- Ej, skąd wiedziałaś?- zapytała tonem zawiedzionego dziecka.
- Nie wiem, takie przeczucie- uśmiechnęła się ironicznie.
- On jest taki przystojny. Te jego włosy, karnacja, figura i te oczy, to spojrzenie. To chyba ten na zawsze. Wiesz o czym mówię?
- Co?- Anka była zdezorientowana. Nie chciała słuchać siostry. Wiedziała, że każdy jej związek na zawsze szybko się kończy.
- Ty mnie w ogóle nie słuchasz- zauważyła Oliwia- No dobra, a co u ciebie?- zagaiła.
- W porządku- rzuciła, żeby siostra się odczepiła.
- A co z Robertem?
- Nic. To już skończone. On całował się z jakąś dziewczyną.
- Z jaką?- Oliwka była zaciekawiona.
- Nie wiem, ale jak się dowiem to...- zastanowiła się- to nic. W końcu to on mnie zdradził, nie ta dziewczyna.
- Oj przecież pocałunek to nie zdrada.
- Ty też. Ty też tak sądzisz? Chyba jestem jakaś inna, ale pocałunek to chyba wyraz uczucia. Nie całuje się pierwszej, lepszej osoby.- Zatrzymała się. Przypomniało jej się jak pocałowała Dawida, żeby Robert nie łudził się, że do niego wróci, ale to była zupełnie inna sytuacja. Zupełnie inna. Zadne z nich nie odbierało tego poważnie.
- Co ty się tak zamyśliłaś?- zapytała Oliwia.
- Nic. Tak się nad tym wszystkim zastanawiam. Co to właściwie jest miłość?- Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Zdała sobie sprawę z tego, że jeszcze nigdy nie kochała.
- Nie ma miłości. Jest seks i- przerwała- i co najwyżej przyjaźń, ale nie w parze.
No tak, Oliwia nie była już dziewicą. Doświadczona jak na szesnastolatkę. Specjalistka od kontaktów damsko- męskich. Bawiła się życiem i co gorsza ludźmi. Zraniła już wielu chłopaków. Nie było ich jej żal. Żyła dalej, nie przejmując się wszystkim. Ania tak nie potrafiła. Ważne dla niej było co czują ludzie, którzy ją otaczają. Czasem nawet oni byli ważniejsi od niej samej. Czuła się odrzucona, jakby odklejona od całego świata. Miała przeczucie, że do niego nie pasuje. W świecie technologii i lekkich obyczajów wśród nastolatków nie czuła się najlepiej. Myślała, że jest z zupełnie innej bajki. Wszyscy dookoła gonili za czymś, czego ona nie widziała. Żyła powoli, zamknięta w sobie, nie wychylając się z emocjami. Przed nikim nie mogła być do końca sobą. Czasem bała się, że marnuje swój czas, że życie minie zanim ona zdąży coś przeżyć. Coś wartego uwagi. Chciała coś w sobie zmienić, stać się bardziej otwartą i pewną siebie, ale nie potrafiła. Miała przyjaciół: Wiki i Igora, ale sama dołowała siebie myślami, że nie jest dla nich tak ważna, jak chciałaby być. Starała się służyć im radami, ale sama często niechętnie mówiła o sobie.
Pogrążona w myślach Anka chwilę po tym jak jej siostra opuściła pokój usiadła wygodnie w dużym, miękkim fotelu, stojącym w rogu pokoju.Poczuła zmęczenie, duże zmęczenie i usnęła:
Szła pomiędzy wysokimi drzewami "las"- pomyślała. Znajomy las niedaleko domu rodziców mamy. Było w nim ponuro. Słyszała pohukiwanie sów i szelest liści na drzewach i pod stopami. Ogarnął ją strach. Patrzyła chaotycznie we wszystkie strony w poszukiwaniu tego co napełniało ją dziwnym przeczuciem, że stanie się coś złego. Nagle poczuła wilgoć. Mgła zbierała się i gęstniała jej pod stopami. Coś chwyciło ją za nogę. Chciała krzyczeć, ale coś zabierało jej dopływ powietrza. Nie mogła się ruszyć, bo coś ją krępowało i obezwładniało. Z mgły wyłoniła się postać. Przerażająca, młoda kobieta o sinej twarzy z gnijącymi wargami. Postać nachyliła się nad Anką i wyszeptała tonem złej wiedźmy:
- Znamy się. Miałaś być nikim. Nie liczą się dla mnie twoje uczucia, ani żałosna miłość jaką darzy cię Polikarp. Zniszczę cię, choćbym miała na to poświęcić całą wieczność, a jeśli do najbliższej pełni nie będę w twojej skórze to mogę cię zapewnić, że twoje nic niewarte życie długo nie potrwa. I nikt ci nie pomoże, nikt- Powtarzał potwór- śmierć to najlżejsza z kar jaką przewiduję, będziesz o nią błagać na kolanach, a wtedy ja znana z dobrej duszy i miłosierdzia zlituję się nad tobą i cię zabiję- wykrzyczała.
Anka nerwowo poruszyła się, w głowie brzmiały jej słowa, których nie rozumiała i wyraźny krzyk, który poruszał meble w jej pokoju: " zabiję, zabiję, zabiję".
Dziewczyna szybko wstała z fotela. Zaczęła potrząsać głową w nadziei, że uda jej się pozbyć tych głosów. Udało się, nie słyszała już niczego poza śpiewem ptaków za oknem. Zdziwiła się, kiedy spojrzała na zegar: wskazywał ósmą pięćdziesiąt.
- Przespałam całą noc- powiedziała do siebie. Nie wiedziała kiedy z głowy uciekły jej wszystkie złe wspomnienia z minionej nocy i chwili po przebudzeniu.
Podeszła do drzwi balkonowych. Otworzyła je i wyszła na zewnątrz. Na drzewie naprzeciwko zauważyła coś dziwnego. Jakiś nieregularny kształt poruszył się i zniknął. Anka zdążyła zaledwie spostrzec, że było to ciemne, sfrunęło z drzewa jak wielki nietoperz z ogromną peleryną zamiast skrzydeł. Przetarła oczy ze zdziwienia " Chyba jeszcze nie obudziłam się do końca"- pomyślała. Ziewnęła głośno i przeciągnęła się unosząc ręce do góry. Wyszła z pokoju i skierowała się prosto do łazienki. Wzięła szybki prysznic i otuliła się swoim ulubionym, białym szlafrokiem. Ręce automatycznie schowała w głębokich kieszeniach. Zeszła po szerokich, dębowych schodach na parter. Przeszła przez salon do dużej, oświetlonej dziennym słońcem kuchni. Zapaliła gaz pod czajnikiem i odruchowo otworzyła szafkę, w której znajdowały się kubki. Wyjęła różowy z białymi sercami. Wsypała do niego trzy łyżeczki czekolady, a kiedy woda się zagotowała wlała ją do kubka. Wzięła napój i poszła z nim tą samą drogą do swojego pokoju na balkon. Piła gorącą czekoladę i słuchała śpiewu ptaków. Ten wakacyjny zwyczaj budził ją i jednocześnie odprężał. Usiadła wygodnie na fotelu z podnóżkiem, a napój postawiła na niedużym, bambusowym stoliku z blatem ze szkła. Lubiła te poranki, lubiła zapach rannego powietrza i kochała gorącą, pitną czekoladę, którą się delektowała. Coś przerwało jej spokój. Dwie osoby idące ogrodem w stronę jej domu. Dziewczyna o czarnych włosach i kobiecej figurze oraz chłopak wysoki, smukły blondyn z zabawną fryzurą. Jej przyjaciele: Wiki i Igor. Anka szybko wstała z fotela i weszła do pokoju. Otworzyła szafę. Bez długiego namysłu wyjęła z niej beżową sukienkę w kwiatki, która sięgała jej do kolan i niebieską, dżinsową kurtkę, która świetnie podkreślała jej urodę. Do tego na nogi założyła brązowe sandały z mnóstwem skórzanych pasków. Kiedy była gotowa do pokoju zapukali jej znajomi.
- Wiki, Igor dawno was nie widziałam- zwróciła się do nich. Podeszła i objęła ich oboje naraz. Pomimo tego, że przerwali jej rytuał, cieszyła się, że ich zobaczyła.
- Podobno byłaś u swojej babci i dziadka- zauważył blondyn.
- I podobno byłaś tam z jakimś chłopakiem- wtrąciła Wiktoria- Czy to znaczy, że pogodziłaś się z Robertem?
- Nie kłóciłam się z nim, więc nie mogłam się z nim pogodzić- powiedziała Anka, siadając na skraju łózka.
Igor usiadł obok niej, położył jej rękę na kolanie, a drugą chwycił jej dłoń:
- Wszystko będzie dobrze- powiedział- ten cały Robert wcale sobie na ciebie nie zasłużył.
- Znajdziesz kogoś lepszego- dodała Wiki i usiadła po drugiej stronie Anki.
Anka poczuła, że jest ktoś, kto interesuje się tym jak ona się czuje i co myśli. Igor pomimo tego, że nie był jasnowidzem i nie czytał w myślach, przytulił Ankę i powiedział:
- Od tego są przyjaciele, jakby odpowiadał na jej myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz