Minął już drugi dzień bez kontaktu z Wiktorią i Igorem. Anka była znudzona wszystkim co się wokół niej działo, a raczej nie działo. Całe dwa dni przesiedziała w domu. Pomimo tego, że miała dopiero siedemnaście lat czuła, że coś traci, że marnuje czas. Miała tendencję do wyolbrzymiania, ale naprawdę czuła pustkę. Zerknęła na zegarek. Była ósma rano. Wiki pewnie była zmęczona po wypadzie z Igorem. Może jeszcze spała, ale na pewno była w domu. Mięli wrócić wczoraj, wieczorem. Dziewczyna nie wytrzymała i sięgnęła po telefon, który leżał na szafce nocnej obok odtwarzacza mp4. Wiktorię miała w ostatnio wybieranych numerach. Zadzwoniła.
- Halo?- powiedziała zaspana dziewczyna.
- Cześć Wiki. Obudziłam cię?- zapytała Ania
- Właściwie tak. A czy coś się stało?
- Nie. Chciałam zapytać czy mogłybyśmy pogadać?
- Pewnie, że tak- przerwała na chwilę i jakby coś sobie przypomniała- ale nie dzisiaj. Umówiłam się z Igorem- odpowiedziała zadowolona.
- A... Tak, jasne. Przepraszam, że cię obudziłam dodała smutno Anka i rozłączyła się.
Wkurzyła się na Wiki. Do tej pory zawsze miały dla siebie czas, a teraz Anka nie mogła nawet z nią porozmawiać. Jeśli ona nie mogła z jakiegoś powodu z nią gadać to umawiała się z Igorem, ale w tej sytuacji nie mogła liczyć na żadne z nich. Kiedyś byli świetnie dogadującą się trójką przyjaciół, teraz Wiktoria i Igor byli parą, a Anka niepotrzebnym, dodatkowym, przeszkadzającym elementem. Próbowała wyprzeć z głowy myśl" Przyjaciele, których się traci nie są przyjaciółmi". Chciała odetchnąć, zaczerpnąć powietrza i się zrelaksować. Ubrała dżinsy, białą tunikę i wyszła z domu. Szła do parku obok szkoły. Budynek był zamknięty. Całe szczęście, że był lipiec. Można było odpocząć od nauki, wrednych nauczycieli i wiecznego niezrozumienia. Szła chodnikiem po prawej stronie ulicy. Ludzie na swoich podwórkach śmiali się i bawili. Anka nie miała tak dobrego humoru. Przeszła przez przejście dla pieszych na lewą stronę, gdzie był park. To było jedno z miejsc, które najbardziej lubiła. Było ciche i przyjemne. Słychać było tylko kaczki i gdzieś w oddali krzyk pawi. Dziewczyna bardzo rzadko siedziała na ławce. Znacznie bardziej lubiła trawę w cieniu dużej wierzby płaczącej nad stawem Szła właśnie w jej kierunku. Bardzo zdziwiła się, kiedy zobaczyła, że ktoś siedzi na jej miejscu. Nigdy wcześniej nikogo tam nie spotkała. Postać była oparta o pień drzewa na wprost od stawu. Właśnie tak jak zwykle siedziała Ania. Dziewczyna miała już odejść, ale była bardzo ciekawa kim jest chłopak w czerni, zapatrzony w błękit wody. Podeszła bliżej. To co zobaczyła zdziwiło ją jeszcze bardziej.
- Dawid!- krzyknęła
- Cicho- uśmiechnął się tajemniczo- chyba nie chcesz spłoszyć kaczek?
- Co ty tutaj robisz?- zapytała zaciekawiona.
Dawid rozejrzał się dookoła.
- Wydaje mi się, że siedzę, ale głowy nie dam sobie uciąć- mrugnął okiem.
Nie znali się długo, ale Anka spodziewała się, że jego odpowiedź nie będzie poważna.
- Myślałam, że już się nie spotkamy- powiedziała.
- Chciałaś powiedzieć miałam nadzieję, że się nie spotkamy.
- Nieprawda. Cieszę się, że cię widzę- uśmiechnęła się Ania. Szczerze chciała zobaczyć kogoś z kim będzie mogła porozmawiać, a kiedy zobaczyła Dawida zrozumiała, że chodziło właśnie o niego.
- Co u ciebie?- zapytał. Starał się powiedzieć to tak, żeby nie było w tym emocji, ale nie dał rady ich powstrzymać.
- W porządku- odpowiedziała Ania- chociaż właściwie nie.
- Co się stało?
Anka usiadła obok niego.
- Moi przyjaciele się do mnie ni odzywają- powiedziała smutno.
- A co takiego im zrobiłaś? Podpaliłaś domy? Wymordowałaś rodziny?
Anka mimo woli uśmiechnęła się lekko.
- Zakochali się w sobie i poszłam w odstawkę. Zeszłam na drugi plan.
Dawid nie chciał reagować uczuciowo, ale oparł rękę na jej ramieniu i przytulił dziewczynę. Poczuł zapach jej skóry, usłyszał jak krew płynie przez jej żyły, poczuł bicie jej serca. Mimowolnie zbliżył twarz do jej szyi. Teraz mógł poczuć też zapach jej krwi. Wyobraził sobie jej słodki smak. Zastygł bez ruchu. Po chwili rozchylił usta i... Ziemia przestała się kręcić. Wtedy delikatnie musnął jej szyję wargami. Przeszedł ją ciepły dreszcz, zarumieniła się.
- Co ty robisz?- zapytała chłopaka.
- Ja? Nic.- wyparł się.- Muszę już iść- dodał szybko. Wiedział, że długo nie wytrzyma. Był głodny i łatwo mógł ulec, zwłaszcza jej zapewne słodkiej, gorącej, świeżej krwi.
- Podaj mi chociaż swój adres- zawołała do spłoszonego Dawida.
- Znam twój.- odpowiedział- Jeszcze się spotkamy.
Nie wiedziała czy ma to odbierać jako groźbę, prośbę, czy zwykłe oznajmienie. Wiedziała tylko, że chłopak odszedł kilka kroków, a później rozpłynął się jak duch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz