sobota, 23 lutego 2013

11. Chwila prawdy

     - Jeszcze jakieś wiadomości?- zapytała poirytowana i przestraszona.
     - Tak- ciężko było mu się przyznać- też na ciebie wpływałem.
     - Co?!
     - Kazałem ci zasnąć, kiedy wracaliśmy do twojego domu.
     - Aha- uśmiechnęła się i poczuła ulgę.
     - Teraz lepiej będzie, jeśli się przebierzesz i umyjesz- zmarszczył brwi i przeanalizował swoje słowa- a raczej odwrotnie.
     - Masz rację- skierowała się do łazienki na piętrze, ale odwróciła się do Dawida.- Zaczekasz tutaj?
     - Pewnie- odpowiedział dowartościowany.
  Czekał niecałą godzinę. Anka weszła do pokoju w dżinsach, długiej bluzce i ręczniku zawiniętym na głowie.
     - Oddaję kurtkę- powiedziała wręczając mu ją.
     - O, dziękuję. Nie wiem co bym bez niej zrobił.
     - Dawid- zwróciła się do niego.
     - Tak?
     - Od kiedy cię poznałam przeczuwałam, że jest z tobą coś nie tak.
     - Dzięki- przerwał jej ironicznie uśmiechając się.
  Odwzajemniła uśmiech.
     - Źle dobrałam słowa. Chodzi o to, że poruszasz się tak, jakbyś nie dotykał ziemi. Tak bezszelestnie.
     - Zgadza się- powiedział z dumą w głosie.
     - Mam do ciebie pytanie. Czy coś mi grozi?
     - Sądzę, że jeśli dziś nic ci się nie stanie, a dopilnuję tego- zapewnił- to nic ci nie grozi.
     - Dlaczego akurat dzisiaj coś miałoby mi się stać?- Dociekała.
     - Bo jest pełnia, a reinkarnacja jest możliwa tylko w pierwszą pełnię księżyca po rozczłonkowaniu ciała.
  Ciało Ani znów przeszył dreszcz, ale na przeszłość nie mogła nic już zaradzić. Siedzieli chwilę w ciszy i zadumie. Anka przerwała ciszę błyskotliwym pytaniem:
     - Ile masz lat?
     - Hmm... Musiałbym policzyć- mrugnął okiem.
     - Odpowiedz- nalegała dziewczyna.
     - Dobrze, dobrze. Tylko się nie przestrasz. Ciałem i umysłem mam dziewiętnaście lat, bo w takim wieku byłem w chwili śmierci. Umarłem w 1944 roku.
  Ania szybko skojarzyła datę.
     - Zginąłeś w Powstaniu Warszawskim- była pod wrażeniem.
     - Niezupełnie. Karolina mnie zabiła. Byłem wtedy jej chłopakiem, a ona nie potrafiła zrozumieć tego, że chciałem żyć wiecznie. Ironia, bo właśnie dzięki niej taki się stałem- mówił tak, jakby nie był obecny.- Później jej to życie bardziej się spodobało. Kazała się przemienić. I to by było na tyle- spuścił głowę.
     - Czyli masz...- liczyła.
     - Mam osiemdziesiąt siedem lat.- powiedział smutno.
  Przytuliła go.
     - Nieźle się trzymasz- roześmiała się.
     - Idź spać- polecił jej Dawid.- Jutro porozmawiamy.
     - Zostań tutaj- poprosiła cicho.
     - Nie miałem zamiaru odchodzić- mrugnął do niej.
     - Dawid!
     - Och, co jeszcze?
     - Czy ty śpisz?
     - Nie.
  Domyśliła się tego. Przypomniało jej się jak zawsze pierwsza zasypiała i budziła się, kiedy on stał nad jej łóżkiem w domu dziadków. Teraz dawało jej to bezpieczeństwo. Nie przebierając się zasnęła na swojej kanapie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz