niedziela, 7 lutego 2016

33. Kołek

  Anka nie mogła spać przez całą noc. W głowie układała plan. Myśląc o tym, nie używała słowa "zabójstwo". Nie była zabójcą. "To co innego niż zabijanie"- powtarzała w myślach. "To ratowanie siebie, rodziny, bliskich". Leżąc niespokojnie próbowała wyprzeć z pamięci wszystkie pozytywne wspomnienia o Dawidzie. Słowo "Dawid" zastępowała słowem "Polikarp", a "przyjaciel" zamieniła na "oszust". Pomagało. Chciała wzbudzić w sobie nienawiść, czystą nienawiść, niezmąconą żadnym pozytywnym uczuciem. "Wampiry manipulują ludźmi, on manipulował mną. Robił ze mną to, co chciał. Muszę to zrobić, muszę..."  Nie wiedziała nawet kiedy nastał dzień. Wstała z podkrążonymi oczami. W torbie zamiast książek spoczywał kołek. Ubrała się i zeszła na dół. Oliwka spokojnie jadła śniadanie.
     - Idziemy razem?- Zapytała
     - Yyy, nie. Muszę jeszcze coś załatwić. Poza tym mam na dziesiątą- skłamała.
     - Serio? Co takiego musisz zrobić, że specjalnie wstałaś wcześniej?
  "Zabić pewnego wampira, który zagraża naszej rodzinie"
     - Muszę spotkać się z Wiktorią. Robimy razem projekt na biologię i musimy wszystko omówić- wymyśliła.- Musze już iść. To cześć.- Zamknęła za sobą drzwi i westchnęła.
  Spojrzała na zegarek. Musiałą jeszcze chwilę poczekać, żeby mieć pewność, że kiedy odwiedzi dworek nie będzie w nim Isabel, a w szczególności Franciszka. Powoli szła na spotkanie z przeznaczeniem, nerwowo łapiąc torebkę i sprawdzając, czy jest w niej zaostrzony, drewniany przedmiot. Po dwóch kwadransach była przed domem. Zapukała do drzwi drżącą ręką. Otworzyła Abigail. Anka zupełnie o niej zapomniała.
     - Dzień dobry. Chciałabym porozmawiać z Dawidem.
     - Proszę, niech pani wejdzie. Zawołam go.
  Anka weszła do salonu, a Abigail zniknęła na korytarzu. Dziewczyna nie miała pojęcia co robić. Po chwili przyszedł zdziwiony Dawid. Ich ostatnie spotkanie było kłótnią i myślał, że więcej się nie spotkają. Właściwie był tego pewien.
     - Musimy porozmawiać- powiedziała Ania.
     - Mów.
     - Ale sami.
  Dawid podszedł do Abigail. Dał jej pieniądze, które wyciągnął z kieszeni.
     - Zrób zakupy- polecił jej.
  Służąca wyszła tak szybko jak mogła.
     - Nie rozumiem cię. Ostatnio... Coś się stało?
     - Tak, właściwie to tak. Nabrałam odwagi.
     - Odwagi do czego?- zdziwił się jeszcze bardziej. Nie mówiła zbyt jasno.
  Ręka trzęsła się jej bardziej niż do tej pory. Wyjęła kołek z torby, którą rzuciła na podłogę.
     - Muszę to zrobić.
  Nie spodziewała się reakcji Dawida. Zaczął rozpinać koszulę. Z każdym, guzikiem Ance mocniej pulsowała skroń. Wyczuła, że coś jest nie w porządku. Gdy zrzucił koszulę podeszła do niego niepewnie. Wymierzyła kołkiem między piersi wampira. Ostrzem lekko dotknęła, jego niemal stalowego ciała. Delikatnie chwycił jej dłoń, która teraz razem z jego dłonią lekko pokierowała się w prawą stronę.
     - Tu dokładnie jest serce, sam środek.
  Anka na chwilę odsunęła rękę, żeby z większą siłą zaatakować chłopaka, ale on znów objął jej rękę.
     - Zaczekaj- powiedział patrząc prosto w jej oczy. Nie spodziewał się, że jednak będzie chciała to zrobić.- Możesz mnie zabić za co chcesz i tak nie mam już życia, ale nie jestem tym kim myślisz.
     - Więc kto?!- rozpaczliwie cedziła słowa przez zęby.
     - Dowiem się- zapewnił.
  Rozpłakała się na dobre. Nie wiedziała kiedy kołek wypadł jej z ręki, której Dawid już nie trzymał. Zbliżyła się do niego, chciała przytulić, ale otrzeźwiła ją myśl, że może kłamać. W końcu jest w tym dobry. Jednocześnie wiedziała, że sama nie znajdzie zabójcy ojca, jeśli on nim nie jest. Zebrała się na odwagę, by powiedzieć mu prosto w twarz:
     - Daję ci tydzień, żeby odzyskać moje zaufanie, albo zginąć. Znajdziesz zabójcę, a ja spojrzę mu w twarz z tą świadomością. Jeśli za tydzień nie będę wiedziała niczego nowego nie dam ci kolejnej szansy.- Schyliła się.- Ten kołek przebije ci serce. Uwierz, że jestem w stanie to zrobić. Nie mogę ci wierzyć.- Odwróciła się w stronę drzwi wyjściowych i otarła łzy.- Masz siedem dni na zebranie dowodów morderstwa- ruszyła w stronę drzwi.
     - Uważaj na siebie- powiedział spokojnym, troskliwym tonem.
  Uznała to za ironię. Teraz chciała wrócić i wepchnąć mu kołek tak głęboko, żeby przebił go na wylot, ale powstrzymała się i zignorowała jego bezczelny zwrot. Wyszła trzaskając drzwiami.
  Wreszcie była silna i zdecydowana.


Obiecany rozdział. Jak wasze odczucia? Co myślicie o bohaterach? Proszę o komentarze :)
Jeśli chcecie mogę Wam wysłać maile z informacją o kolejnym rozdziale. Możecie napisać do mnie: liniasmierci@gmail.com
Dziękuję, że jesteście :)
Ania

wtorek, 24 listopada 2015

32. Zabić

  Anka zamarła. Nie potrafiła zabijać, nie chciała tego robić.
  Monika stanęła przy niej.
     - To najlepsze rozwiązanie- przekonywała.
     - Wolałabym, żeby zrobił to ktoś inny.
     - Ty jesteś najodpowiedniejszą osobą.
     - Ale to ty jesteś łowcą. A właściwie jak się o tym dowiedziałaś?
  Monikę zdziwiło to pytanie, bo przez chwilę nic nie mówiła.
     - Nie wiem, czy powinnaś to wiedzieć, ale ci zaufam. To jest całe zgromadzenie. Dowiedzieli się, ze wampiry są w mieście i dlatego jedno z nich przyjechało i powiedziało, że jestem potrzebna. Że nadszedł czas, żebym dowiedziała się kim jestem. Przeszłam szkolenie i wróciłam, żeby walczyć z krwiopijcami.
     - Ale ja naprawdę nie potrafię tego zrobić.
     - Znajdź w sobie siłę. Ból dodaje siły, a im szybciej pozbędziesz się osoby przez którą cierpisz, tym lepiej. On nie zasługuje, żeby dalej chodzić po ziemi.
     - Ale przez chwilę wydawał się być najlepszym przyjacielem.
     - Tak. Wampiry świetnie udają, grają ludzkimi uczuciami. Omamił cię.
  Anka wzięła głęboki oddech. Spojrzała na Monikę. Na szyi miała jakiś amulet, widząc, że Anka jej się przygląda, szybko schowała go pod bluzkę.
     - Co to?- Zapytała Anka.
     - Dla ciebie kawałek metalu na rzemyku, dla mnie znak łowcy. Dostałam go od nauczyciela. Każdy ma taki. A wracając do tematu: Schowaj ten kołek i przebij mu nim serce. Nie będzie się spodziewał tego po tobie. Nie będzie się bronił.
     - A co kiedy go zabiję?! Zostanę mordercą, trafię do więzienia.
     - Nie, spokojnie. Zajmę się tym.
     - Nie mogę- powtórzyła Anka.
  Monika szukała kolejnych powodów, które mogły ją przekonać.
     - Przebijając mu serce uratujesz go. Jego dusza odzyska spokój. Wyświadczysz mu przysługę.
  Ania niepewnie otworzyła torbę i schowała kołek.
     - Najlepiej zrób to, kiedy będzie sam.
     - Dobrze, zrobię to, ale...
  Monika jej przerwała
     - O nic się nie martw. Zajmę się resztą.
     - Lepiej już pójdę- wyszła i dziwnie zaczęło kłuć ją serce. Życie było trudniejsze niż do tej pory, ale musiała zrobić coś, żeby przywrócić spokój sobie i swojej rodzinie.



Mała zapowiedź powrotu po miesiącach nieobecności.
Proszę o komentarze :)
Jeśli to przeczytałaś/ przeczytałeś- dziękuję ;)

środa, 4 marca 2015

31. Nowi

  Franek zdenerwowany krążył w salonie dookoła dywanu.
     - Co się stało?- zapytał go brat.
     - Co się stało?! Pozwoliłem czarownicy iść do szkoły i nie zażądałem niczego w zamian. A kiedy powiedziałem, żeby zrobiła mi amulet nie zgodziła się. Dlaczego jeszcze jej nie zabiłem?! Ciągle mam nadzieję, że kiedyś zmieni zdanie. Na Abigail nie mam co liczyć w tej kwestii, ona nigdy nie pomoże wampirowi. Spełnia tylko swój obowiązek i nic poza tym. Czeka tylko kiedy zapragnę spojrzeć na Słońce. Myślałem, że po tym co zrobiłem dla Isabel ona odwdzięczy się przysługą.
     - To ja powiedziałem, że jest wolna, nie odbiera tego jako przysługi z twojej strony.
  We Franciszku zagotowała się krew.
     - Uważasz, że wystarczy być miłym, a zrobi to czego żądam?
     - Nie. Uważam, że zrobi to, co uzna za stosowne.
     - Ale jak ja mam teraz żyć wśród ludzi bez...
     - Weź mój amulet- przerwał mu Polikarp.- Mi już nie będzie potrzebny. Świat się na mnie zamknął, nie mam po co wychodzić, nie mam do kogo. Popełniłem wielki błąd, ale to było silniejsze ode mnie. Chciałem pomóc, a zabiłem. Jestem mordercą i nie zasługuję na życie wśród ludzi- mówił zamyślony, ściągając wisior z szyi.
     - Dzięki. Mi się przyda.- Franciszek przerwał monolog brata i zabrał naszyjnik z jego dłoni.
     - Zaczekaj!- krzyknął Dawid, gdy brat wziął amulet i wychodził.
  Franciszek obrócił się i uniósł brwi w geście zapytania.
     - Uważaj na Anię.
     - A co? Zabije mnie?- prychnął
     - Uważaj na nią, nie na siebie. Może tobie zaufa bardziej niż mi. Nie pozwól, żeby stała się jej krzywda.
     - Nie wiedziałem, że muszę się za niego odwdzięczyć. Nie jestem żadną niańką, ale jeśli chodzi o nią to mogę zerkać od czasu do czasu co się dzieje. Zapiszę się do jej klasy- mruknął i wyszedł na zewnątrz, po kilkudziesięciu latach przywitać się ze słońcem.
  Gdy wyszedł z rozczarowaniem zauważył, że zapada zmrok. Będzie musiał czekać do jutra.

  To była wyjątkowo jasna noc, wzrok Franciszka przez kilka godzin skierowany był na wschód. Na jego szyi dumnie wisiał amulet podarowany przez brata.
  Dawid stał przed oknem w swoim pokoju, wiedział, że za kilkadziesiąt minut będzie skazany na areszt domowy. Sam był sobie winien, nie mógł cofnąć czasu. Spojrzał na Franka. Nie wiedział czego może się po nim spodziewać, ale miał nadzieję, że życie w świetle dnia zbliży go do człowieczeństwa, do tego, czego jemu się nie udało.

  Anka nie mogła spać. Księżyc tak mocno oświetlał jej pokój, a w głowie kłębiły się myśli o Antonim. Wstała z łóżka najciszej jak potrafiła poruszała się w kierunku pokoju siostry. Przemieszczając się na palcach doszła tam i stanęła obok leżącej Oliwii. Uspokoiła się trochę, gdy zobaczyła, że jej klatka piersiowa podnosi się i opada w wolnym tempie, oddychała. Na krześle Oliwia miała już przygotowane ubrania do szkoły. Anka powoli wróciła do swojej sypialni. Wyszła na balkon. Trzęsąc się z zimna usiadła na podłodze i zaczęła cicho płakać. Pierwsze promienie słońca nasiliły ból. Czuła, ze zaczyna się dziać coś o wiele gorszego niż do tej pory.

  Franciszek znudzony siedział na schodach przed dworkiem, wschodzące słońce nagle skupiło jego uwagę. Wstał automatycznie i przyglądał jak zaczyna się pierwszy od niepamiętnych czasów dzień. W tym momencie przestał być tylko dzieckiem nocy. Mógł prowadzić podwójne życie, za dnia udając zwyczajnego człowieka, wtapiając się w normalność.

  Przejęta Isabel wstała o świcie. Była przepełniona radością. Zaczynała prawdziwe, zwyczajne życie. Ubrała się i zeszła na parter. Przez szybę spostrzegła Franciszka, jak zahipnotyzowany wpatrywał się w słońce. Poczuła lekki niepokój. Wiedziała, czego może się po nim spodziewać, choć bardzo zmienił się od jej ucieczki. Był pod wpływem brata. "Jego brat jest inny niż pozostałe wampiry"- pomyślała. "Może dzięki pozorom normalnego życia zachował w sobie część człowieczeństwa".

  Oliwka stała w drzwiach pokoju Ani.
     - Jak się czujesz przed pierwszym dniem nauki?- zapytała szatynka.
     - Dobrze, ale jestem trochę zawiedziona tym liceum. Spodziewałam się jakichś lepszych towarów, a u mnie w klasie nie ma na kim oka zawiesić. U Ciebie jest Robert, ale jakoś nie najlepiej mi się kojarzy.
     - A co z Antonim? Chcesz się z nim rozstać?- dopytała zdziwiona i jednocześnie pełna obaw.
     - Nie. Antek to chłopak moich marzeń, moich snów...
     - Chyba koszmarów- dopowiedziała szeptem Ania. Na szczęście siostra niczego nie usłyszała, nie trzeba było się tłumaczyć.
  Dziewczyny szybko zabrały potrzebne rzeczy i poszły razem do szkoły.

  Anka weszła do klasy, w której była już większość osób. Nie patrząc na nich usiadła na swoim miejscu, obok Wiktorii.
     - Mamy nowego- powiedziała Wiki.- Ejjj, słyszysz?!- dodała po chwili, Ania nie reagowała przez jakiś czas.
     - Tak, słyszę.- Nie obchodziło jej to czy ma nową osobę w klasie. Miała dużo ważniejsze sprawy do przemyślenia.
  Nauczycielka weszła do sali i zaczęła czytać listę obecności. W momencie, gdy czytała "Franciszek Ferenc" Wiki szturchnęła ją w ramię.
     - To on, no popatrz! Tam siedzi, po twojej prawej.- Wiki była tym widocznie podekscytowana. W końcu Ania dla odzyskania spokoju zerknęła za prawe ramię. Zszokował i zdenerwował ją widok Franciszka, brata Dawida. Siedział pewnie i patrzył jej prosto w oczy. Nawet nie drgnął.
  "Nie, tego już za wiele"- pomyślała.
     - Ej- szepnęła Wiki, ponownie szturchając przyjaciółkę w ramię.
     - Co znowu?!- zapytała.
  Nauczycielka patrzyła na nią zza swoich grubych szkieł.
     - Lista obecności Mrozowska. Pierwsze zajęcia po wakacjach, a ty masz problemy z koncentracją? Rozumiem, że zainteresował cię nowy kolega, ale będziecie mieli przerwę, żeby się poznać.
     - Tak, na pewno porozmawiamy na przerwie, przepraszam.
  Przez pozostałą część lekcji w ogóle nie potrafiła skupić uwagi na matematyce. Wiedziała też, że co jakiś czas Wiki jej coś podszeptuje, ale to ignorowała. Ciągle czuła na sobie wzrok wampira i wyczekiwała aż usłyszy dzwonek. W końcu się doczekała. Zabrała torbę i wyszła z sali, czekała na Franciszka. Wreszcie wyszedł spokojny, opanowany, zadowolony.
     - Chciałaś ze mną rozmawiać?- zapytał.
     - Tak. Czego ode mnie chcecie? Czemu Dawid mnie szpieguje? Dlaczego nasłał ciebie, żebyś mnie śledził? Co robisz w mojej szkole i...
     - Spokojnie, po kolei. Niczego od ciebie nie chcę. Dawid, jak o nim mówisz, nie ma z trym nic wspólnego. Sam chciałem zacząć żyć na nowo, a to jedyna szkoła w okolicy. Wystarczy?!
  Prychnęła z niezadowoleniem i ruszyła przed siebie krzyżując ręce. Nie uszła nawet metra, kiedy dopadła ją siostra.
     - Słyszałam, że macie nowego chłopaka w klasie, prawda?
     - Tak, tam stoi- wskazała Franciszka, który był już na drugim końcu korytarza.
  Oliwka popatrzyła na niego. Zmierzyła go wzrokiem od stóp do głowy.
     - Eeee... Nie dość, że brzydki to jeszcze rudy- wyszeptała siostrze do ucha.
     - Głupia blondynka!- wykrzyczał wampir.
  Anka obróciła się w jego stronę. Czy naprawdę chciał się zdemaskować?
  Oliwka głośno przełknęła ślinę. Było jej głupio, ale jednocześnie miała nadzieję, że nieznajomy nie mówi o niej. Uśmiechnęła się do niego z niechęcią i wróciła do rozmowy z siostrą.
     - A u mnie jest jeszcze jedna osoba, której nie było wczoraj. Niestety dziewczyna.
  Anka była przekonana, że chodzi o Karolinę, dla pewności zapytała.
     - Kto to? Jaka dziewczyna?
     - Jakaś taka dziwaczka. Ubiera się dziwnie i w ogóle to jest taka latynoska, więc zwraca uwagę. Izabela czy jakoś tak.
     - Isabel?- spytała.
     - O to to. A ty skąd wiesz?
     - Poznałam ją podczas wakacji. Bardzo sympatyczna dziewczyna. Nie oceniaj ludzi po pozorach i wyglądzie.
     - Dobra, dobra. Idę na lekcje, bo zaraz się spóźnię. Hej- Oliwka obróciła się na pięcie i poszła.
  Ania zobaczyła Monikę rozmawiającą z Robertem. No tak, o niej jeszcze zapomniała. Niespodziewanie Monika podeszła do niej i z zatroskaną miną powiedziała:
     - Musimy porozmawiać po zajęciach.
  Anka zgodziła się, bo nie miała nic do stracenia, a Monika stała się od wczoraj dla niej największą zagadką.

  Jakoś przetrwała wszystkie lekcje. Wzięła torbę i wyszła z klasy, Monika szła za nią.
     - O co chodzi?- zapytała Anka.
     - O ciebie, o mnie, o otoczenie. Najlepiej będzie jeśli porozmawiamy w mniej zatłoczonym miejscu. Chodźmy do mnie.
  Anka zmarszczyła brwi.
     - Chodź, bo autobus nam ucieknie- ponaglała brunetka.
  Dziewczyna niepewnym krokiem ruszyła za nią. Kilkanaście minut później już przez szybę obserwowała znienawidzone miejsca. Ten okropny las, droga, na której spotkała Dawida, jezioro, o którym chciała zapomnieć. Monika nerwowo szukała kluczy do mieszkania. Po chwili były na przystanku niedaleko jej domu. Weszły do pokoju dziewczyny. Był ciepły, dobrze oświetlony i pełen obrazów, które Monika sama malowała. Ale Anka nie przyszła po to, żeby oglądać obrazy.
     - Zmieniłaś się- powiedziała w końcu z niepokojem.- Czy teraz możesz mi wszystko wyjaśnić?- dodała po chwili ciszy.
     - Lepiej usiądź.
  Anka usiadła na skrzyni obok łóżka.
     - Nie tutaj- odparła Monika.- Muszę coś stąd wyjąć.
  Skrzynia otworzyła się z piskiem. Anka zajrzała do niej. Skrzynia była pełna drewnianych kołków różnej długości. Brunetka wyjęła jeden.
     - Weź go- poleciła.
     - Ale...- zaczęła Anka- Skąd ty...
     - Wakacje dużo zmieniły w moim życiu. Poznałam swoje prawdziwe przeznaczenie.
     - O czym ty mówisz?
     - Jestem łowcą wampirów i moim obowiązkiem jest ratowanie ludzi przed tymi bestiami.
  Anka chwyciła kołek, był bardzo ostro zakończony.
     - Po co mi go dajesz?
     - Żebyś mogła się bronić, żebyś mogła atakować.
     - Co ja? W jaki sposób?- Anka była w szoku.
     - Musisz wycelować prosto w serce. Z całej siły pchnąć kołek zanim wampir zdąży zareagować. Wiem, ze jesteś w niebezpieczeństwie. Ktoś zabił twojego ojca i dobrze wiesz kto. Najlepiej, jeśli ty go przebijesz. Tobie wyrządził najwięcej krzywd. Bawił się tobą i twoimi emocjami.






Bardzo długo mnie nie było, może jakimś cudem ktoś tu zajrzy. Jeśli tak- proszę o komentarz :)